FLAMENCO ELEKTRA czyli Elektra w Ballet Nacional de Espana

FLAMENCO ELEKTRA czyli Elektra w Ballet Nacional de Espana

Czasem trudno sobie wyobrazić, że klasyczna opowieść zaczerpnięta z dramatu antycznego, mogłaby zostać wystawiona w formie baletowej sięgającej do stylistyki polskich tańców ludowych. Czy byłoby możliwe, że Achilles przystrojony w pasiak łowicki wywija i skacze tak jak w tradycji mazowieckiej wsi? Nie do pomyślenia i chyba nie do zrealizowania. Jednak istnieją europejskie kultury, które zaszczepiają tradycję i przeszłość we współczesność, eksperymentując ze wzorcami dawnego tańca. Takim krajem jest bez wątpienia Hiszpania, gdzie flamenco wyrastające z obyczajowości andaluzyjskich Romów stało się kulturowym znakiem rozpoznawczym regionu. Tak jak fado dla Portugalii, tak właśnie flamenco dla Hiszpanów stanowi swoisty znak rozpoznawczy, markę, które poprzez muzykę, śpiew, strój, gest a przede wszystkim taniec wzbudza emocje w rzeszach odbiorców na całym świecie. W Polsce, z tego typu oryginalną sztuką, spotykamy się niezmiernie rzadko, głównie za sprawą Łódzkich Spotkań Baletowych. Niemal w programie każdego biennale znajduje się kompania taneczna powiązana ze sztuką flamenco. W roku 2005 gościła Cristina Hoyos z Ballet Flamenco de Andalucia, a w 2019 Ballet Flamenco Sara Baras z jubileuszowym spektaklem artystki Sombras. Jednak każdorazowo były to indywidualne pokazy mistrzowskie gwiazd sztuki tanecznej. W mniejszym stopniu to linearne historie, pełnokrwiste opowieści. Takie zjawiska można tylko zobaczyć na półwyspie iberyjskim. Jednym z nich jest Elektra przygotowana w 2017 roku przez Ballet Nacional de Espana w choreografii Antonio Ruza. To przedstawienie genialne i takie, które pozostaje na długo w pamięci. Bowiem unifikuje w sobie precyzję tańca i muzyki, tradycję i współczesność, głęboki przekaz o zbrodni i karze, ale również ukazuje siłę i znaczenie kobiety we współczesnym świecie. To wielki hołd dla kobiecości – ich głosu i znaczenia w nasze rzeczywistości.

Choreograf, z dramaturgiem Alberto Conejero, zaczerpnęli główne wątki z tragedii pióra Sofoklesa czy Eurypidesa. Świat, niczym z pocztówek zdjęć rodzinnych, poznajemy podczas zaślubin Ifigenii, która mimo radości i szczęścia musi zostać poświęcona – została bowiem przeznaczona bogom. Ojciec Agamemnon opuszcza rodzinę zmierzając na wojnę trojańską. Po powrocie zostaje zamordowany przez żonę Klitajmestrę i jej kochanka. I faktycznie w tym miejscu rozpoczyna się rzeczywista akcja widowiska –to nie tylko sam taniec ale kompilacja sztuk, dokładnie jak w klasycznym flamenco. Zjawiskowy głos Sandry Carrasco jak przewodnik, prowadzi widza przez krainę bólu i cierpienia, gdzie Elektra nie może odnaleźć miejsca szukając upustu dla uczuć i wewnętrznej tragedii. Odsuwając się od świata, kochanka, przyjaciół odnajduje swoje miejsce, gdzie przelewa łzy – na grobie ojca. Tu odnajduje ją brat – Orestes. Decydują się na zbrodnię – morderstwo matki i jej kochanka. Sprawiedliwość staje się siłą napędową przeznaczenia, które zwycięża i zamyka się w kolejnym ślubie Elektry z Pyladesem – najwierniejszym przyjacielem Orestesa. Tylko czy on przyniesie szczęście czy kolejne cierpienie pozostanie tajemnicą dla widzów opuszczających salę teatralną. Realizatorzy spektaklu zamykają jego akcję w kilku scenach. Nie ma Myken, wielkiego i potężnego grodu. Jest prosta scenografia złożona z symbolicznych łanów zboża i konstrukcji drewnianej, która służy za dom, skałę czy też szczyt góry. Akcja umieszczona jest w miasteczku, hermetycznej wspólnocie mieszkańców. Sceny grupowe przeplatają się z partiami solowymi i duetami. Każda z nich to osobna perełka tańca, gdzie wykorzystano wszystkie znane elementy z klasycznego flamenco: kastaniety, pstrykanie palcami, uderzanie dłońmi. Całość przybiera wymiar wstrząsającej opowieści, bowiem ruch jest zjawiskowy i przeszywający do głębi. Na podkreślenie zasługuje również warstwa muzyczna, która posiada dualny charakter z jednej strony to orkiestra Teatro Real prowadzona przez Manuela Covesa, a z drugiej zaproszeni muzycy: gitarzyści i perkusiści, którzy stanowią integralną część kompozycji tanecznej. W ten sposób widz otrzymuje totalne widowisko flamenco, będące kompilacją ruchu, śpiewu i muzyki.

Jednak nadrzędny pozostaje taniec i to kobiecy. Antonio Ruz na plan pierwszy wysuwa właśnie płeć żeńską. Nie tylko w warstwie opowieści odgrywają one kluczową rolę, ale również tanecznie poruszają machinę baletu. Elektra Inmaculady Salomon jest niezwykle skupiona, ale równocześnie silna i prężna. Znającą swoją rolę i przeznaczenie w świecie, gdzie nie może być przebaczenia. Zjawiskowo wypadają jej sceny solowe szczególnie przy źródle wody, gdzie odtrąca swojego oblubieńca i na grobie Agamemnona z wyobrażeniem postaci ojca. Jej godną protagonistką jest Klitajmestra Esther Jurado. To dojrzała tancerka, która w pełni symbolicznym ruchu ukazuje wewnętrzną tragedię i wyrzuty z dokonanej zbrodni, a scena jej zabójstwa jest niezwykle sugestywna, co świadczy o mistrzostwie tancerki. Dopełnieniem, żeńskiej strony tańca, pozostają sceny zespołowe, które przywodzą na myśl instalacje Shirin Neshat, w których kobieta staje się tłem, a przez to głównym bohaterem akcji. Przesuwające się po scenie jak niewidoczne cienie z kastanietami w dłoni są jak zwiastunki śmierci, która ciąży nad wspólnotą. Na tym tle męska część zespołu wypada blado, choć posiada jeden zjawiskowy fragment – koszarowy pokaz doskonałej kompozycji tanecznej, który zostaje zwieńczony zabójstwem Ajgistosa. Należy podkreślić wspaniały poziom tanecznej kompanii prowadzonej przez Rubena Olmo.

 Wieczór w Madrycie stał się niesłychanym doświadczeniem. To co wielokrotnie pomniejszamy i odrzucamy – kulturę ludową, stało się inspirujące dla zbudowania fascynującego wieczoru baletowego. Elektra we flamenco pozostanie na długo w pamięci, bowiem siła ruchu, wyrazistość i doskonała kompozycja stanowią miarę sukcesu artystycznego.

Elektra, reżyseria i choreografia Antonio Ruz, Ballet Nacional de Espana, premiera: grudzień 2017, pokazy w Teatro Real w Madrycie: grudzień 2019.

                                                                                                   [Benjamin Paschalski]



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *