SZYBCIEJ, JESZCZE SZYBCIEJ Wielki Gatsby w choreografii Leo Mujica – Teatr Narodowy, Opera i Balet w Ljubljanie

SZYBCIEJ, JESZCZE SZYBCIEJ Wielki Gatsby w choreografii Leo Mujica – Teatr Narodowy, Opera i Balet w Ljubljanie

Ameryka, Ameryka! Wzdychamy niejednokrotnie za czarem tegoż kontynentu. Stany Zjednoczone jawią się jako magiczna kraina dobrobytu, dobrostanu i spełnionego szczęścia. Miejsca gdzie wyidealizowana kariera od pucybuta do milionera jest rzeczywiście możliwa. Szczególną estymą darzymy lata dwudzieste i trzydzieste. Czas z jednej strony amerykańskiej prosperity ale również zapomnianego wielkiego kryzysu gospodarczego. W pamięci pozostają również klisze filmowe, choć tyczące wojny secesyjnej – Przeminęło z wiatrem. Ale już bliżej współczesności taką pozycją i to zarówno książkową autorstwa Francisa Scotta Fitzgeralda, jak i filmową z rolami Roberta Redforda i z 2013 Leonardo DiCaprio, jest Wielki Gatsby. Świat właśnie dwudziestolecia międzywojennego przesiąknięty elitą społeczną i finansową, pieniędzmi, duszną atmosferą alkoholu, szemranych interesów i mafijnych porachunków, ale przede wszystkim aspiracjami i wielką namiętnością uczuć jest interesującym materiałem dla twórców scenicznych. Takowego zamiaru, przeniesienia na deski sceniczne, parę lat temu w Bydgoszczy podjął się Michał Zadara. Wówczas nie tylko teatralna przestrzeń, ale również wątki filmowe tworzyły piękne przedstawienie. I właśnie Gatsby pozostaje nadal inspirującą lekturą dla kolejnych artystów. Tym razem zmierzyli się z materią literacką twórcy baletowi. Próby choreograficznej podjął się Leo Mujic – serbski artysta tańca, który przygotował inscenizację dla zespołu baletowego Słoweńskiego Teatru Narodowego w Ljubljanie. To próba niejednorodna, na wpół udana. A wszystko za sprawą, że chce się szybciej, jeszcze szybciej, a czasem należy zwolnić, wyciszyć, aby wybrzmiały emocje i uczucia bohaterów. 

Jednym z największych mankamentów tegoż widowiska jest brak orkiestry. Muzyka odtwarzana z taśmy, nagrana przez różnych wykonawców i w różnych tonacjach dźwiękowych i brzmieniowych, jest tak różnorodna, że stanowi słaby punkt wieczoru. A choreograf naprawdę dokonał zjawiskowej pracy. Bowiem wykorzystane utwory to kompozycje od Philipa Glassa przez Leonarda Bernsteina, Glenna Millera i George’a Gershwina do Samuela Barbera. Nastrojowość i żywiołowość, swing i jazz do klasyki. Niesłychana jest ta składanka, która mogłaby być autonomicznym soundtrackiem wieczoru – idealnym wspomnieniem na zimową noc.

Twórcy pozostają wierni opowieści Scotta Fitzgeralda starając się nie uronić ani jednego fragmentu i niuansu z opowieści. Sami nazwali kompozycję taneczną – opowieść baletowa, która została podzielona na kilkanaście scen. Taki układ powoduje, że spektakl rozpada się na mikroscenki, które w całości nie są w stanie zbudować zwięzłej kompozycji. Choreograf narzucił bowiem tak gigantyczne tempo tańca, że widz nie jest w stanie zorientować się w kalejdoskopie bohaterów i ułożyć linearnej opowieści. Młody Nick Carraway przybywa do Nowego Jorku, jego sąsiadem jest niesamowity Jay Gatsby, który w przeszłości miał narzeczoną Daisy, ta jednak wybrała innego – Toma Buchanana. Zbiegiem okoliczności dziewczyna i Gatsby odnajdują się po latach. Powraca uczucie, ale tragedia niweczy szczęście. Świat bieży dalej, a na pogrzebie wielkiego orędownika życia, tajemniczego i nieodgadnionego, u którego na imprezach bywał cały Nowy Jork – Jaya Gatsbiego, jest tylko samotny Nick. Historia zatacza koło od ruchu i zgiełku miasta do samotności na polu zmarłych. Belint Rauscher, dramaturg spektaklu, zadbał o opowieść, która świetnie wygląda na papierze jako streszczenie baletu, jednak zapomniał, że musi ona wybrzmieć na scenie. To olbrzymi grzech spektaklu. Jest w nim gigantyczna szybkość, nawet akrobaci i pudel prawdziwy, ale brakuje skupienia, wyciszenia, psychologicznego poznania bohaterów. Gnają tancerze od sceny do sceny. Figury baletowe, czerpiące z tańca klasycznego z elementami jazzu i modern, są trudne i wymagające, ale niestety jałowe. Twórcy jakby nie zwrócili uwagi, że na widowni są widzowie, którym warto poświęcić chwilę, bowiem w takiej szybkości trudno zorientować się w kolejnych wydarzeniach.

Zespół baletowy Teatru Narodowego w Ljubljanie jest skromy. Liczy ledwo ponad trzydziestu tancerzy. Jednak to zgrana kompania baletowa. Ciekawostką, która nie często zdarza się na naszych scenach, jest fakt, że główne partie powierzono tancerzom już doświadczonym i dojrzałym. Do partii Gatsbiego zaproszono gościnnie węgierskiego tancerza Istvana Simona obecnie solistę baletu w Dortmundzie. Jednak nie jest on chyba wymarzonym odkryciem do tej roli. Niknie, blednie w świetle Daisy – Tjasy Kmetec, ale szczególnie Nicka – Lukasa Baremana. To świetny belgijski tancerz, nowy nabytek słoweńskiego zespołu, laureat Prix de Lausanne. Skoczny, zjawiskowy, rozumiejący i posiadający pomysł na swojego bohatera. Jest na scenie i nią faktycznie włada. To niesłychany talent i warto było ten wieczór spędzić w Ljubljanie właśnie dla jego występu.

Wielki Gatsby pozostaje dla świata baletu nadal do odkrycia. Próba Leo Mujica jest podróżą w pół drogi. Jest świetny pomysł, atrakcyjny dla widzów, ale zawsze trzeba pamiętać, że ważny jest odbiór, bo taniec nie może być tylko spełnieniem dla występujących, ale głównie stuprocentową frajdą dla widzów. A tu owego elementu zabrakło. Szybciej, dalej, mocniej przegrało z logiką i jasnością opowieści amerykańskiego świata lat dwudziestych.

Wielki Gatsby, choreografia: Leo Mujic, Słoweński Teatr Narodowy, Opera i Balet w Ljubljanie, premiera: listopad 2019.

Benjamin Paschalski



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *