OGRANICZAĆ, CENZUROWAĆ, ZAKAZYWAĆ czyli „Oni” – Teatr Polski im. w Warszawie

OGRANICZAĆ, CENZUROWAĆ, ZAKAZYWAĆ czyli „Oni” – Teatr Polski im. w Warszawie

Twórczość literacka, zarówno powieści jak i dramaty, Stanisława Ignacego Witkiewicza, stawały się i stają niesłychanie aktualnymi oraz metaforycznymi narracjami dla czasów pisanych ograniczeniami w czasach reżimu demokratycznego czy też autorytarnego. W okresie Polski Ludowej najbardziej ciekawym wydaje się przykład spektaklu, który nie doszedł do skutku. W latach osiemdziesiątych XX wieku w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu przygotowywano Nienasycenie w reżyserii Wiesława Saniewskiego. Jednak po pierwszej próbie generalnej cenzura wstrzymała dalsze prace nad przedstawieniem argumentując, że może ono wywołać zachowania i odczucia zmierzające do dyskredytacji ustroju PRL. Jednym z argumentów była postać generała, w pierwowzorze wzorowana na Józefie Piłsudskim, a odczytana przez nadzorujących jako Wojciech Jaruzelski. Takież to były czasy roku 1984. Dzisiejsza sztuka nie posada nadzoru instytucjonalnego, ale co chwilę pojawiają się nowiny o próbach ograniczania i hamowania wolności twórczej. A to donos na twórców, że niweczą wartości napiszą dziennikarze, a to lokalni politycy poszukują nieprawidłowości i również władza centralna nie pozostaje obojętna. Nasz polska codzienność. Coraz częściej można zauważyć, że politycy stają się – w ich przekonaniu – najlepszymi recenzentami, dyrektorami i artystami. I nie jest to wesoła konstatacja.

W Teatrze Polskim w Warszawie Piotr Ratajczak we współpracy z dramaturżką Joanną Kowalską przygotował premierę Onych. I owa inscenizacja perfekcyjnie koresponduje z naszą rzeczywistością. Wbrew powierzchownej opowieści, która dotyczy rewolucji mechanizacji reprezentowanej przez nowy tajny rząd dążący do unicestwienia wszystkiego co człowiecze i ludzkie, to podskórnie jest to historia o naszym dniu dzisiejszym. Kalikst Bałandaszek, utracjusz i artysta, posiadacz zacnej kolekcji malarskiej oraz jego partnerka Spika Tremendosa, aktorka i zaangażowana artystka, zostają poddani inwigilacji nowej, choć jeszcze ukrytej władzy. Ta czarna kompania, jak inkwizycja niweczy wszystko co niezależne i oddolne. Sztuka staje się głównym zagrożeniem społecznym. Na samą myśl o niej Seraskier Banga Tefuan ma wymioty. Nie ma miejsca na samodzielność. Czas poddać się ustrukturyzowanej podległości. Wolna twórczość w teatrze ma zostać zastąpiona comedią dell’arte – powszechną rozrywką dla ludu. Analogie do dnia dzisiejszego w pełni zrozumiałe. Sztuka wysoka, elitarna ma zostać wyparta i wyeliminowana na rzecz taniej bulwarówki, komedii oraz niezobowiązującej zabawy. To właśnie sztuka staje się głównym zagrożeniem, gdyż dzięki niej ludzie mogą samodzielnie myśleć i interpretować, a przecież w świecie zmiany społecznej ta funkcja winna zaniknąć na rzecz głosu rządzących. Jedna narzucona myśl winna przewodzić w budowie nowej wspólnoty.

Reżyser miał bardzo dobry pomysł na inscenizację, który zgodnie ze zdaniem Witkacego postawił  na formę. Świetna muzyka, a w jej rytm mechanizacja czyli choreografia, stają się nadrzędnymi elementami spektaklu. Perfekcyjna w takowej kompozycji jest Dorota Bzdyla, jeszcze studentka Akademii Teatralnej, jako służąca Marianna Splendorek. Cała kompania rewolucjonistów, orędowników automatyzacji to zgrana grupa aktorska, która dominuje nad głównymi bohaterami. Demoniczna Protruda Ballafresco Katarzyny Strączek i pełen tajemniczości Seraskier Adama Cywki to sprawni demiurgowie stojący na czele nadchodzących czasów zmian. Przedstawienie rozegrane jest w prostej, konstruktywistycznej scenografii, a stroje jasno odróżniają światy koloru i różnorodności od czerni nadchodzącej jednolitości. Największą porażką pozostaje główna para bohaterów. Kalikst Tomasza Drabka to niczym Kuba Wojewódzki – identycznie ucharakteryzowany i rozedrgany. Miota się po scenie, wyrzuca nieskładne frazy i z góry skazany jest na niepowodzenie i zagładę. Nie jest godnym przeciwnikiem dla grupy rewolucji. Nie lepiej jest ze Spiką Hanny Skargi. Nie ma w niej nic z demonicznej kobiety, wprost przeciwnie jest bardziej niewidoczna i blada niż jej własna służąca. Żadne słowo wypowiadane przez nią nie trafia do widza, gdyż artykułowane są bez jakiegokolwiek zrozumienia. Nie tylko wygrywa siła grupy wobec duetu, ale również pomysł na wspólnotę wobec jego braku dla jednostek.

Mimo owych zastrzeżeń wieczór w teatrze prowadzonym przez Andrzeja Seweryna to ciekawe spojrzenie na współczesność oczami nieśmiertelnego Witkacego. To udane wskazanie miejsca i zagrożeń, w dniu dzisiejszym, wobec kultury. Od nas zależy czy zostaniemy poddani ujednoliceniu i skazani na jeden model artystycznej ekspresji. Grupa czarnych to nie tylko mechanizacja, bowiem ten kolor możemy spotkać coraz częściej na naszych ulicach. Przestroga i ostrzeżenie dla twórców oraz widzów.

Oni, Stanisław Ignacy Witkiewicz, reż. Piotr Ratajczak, Teatr Polski im. A. Szyfmana w Warszawie, Scena Kameralna, premiera: styczeń 2020.



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *