W OBJĘCIACH POLITYKI – „ŁASKAWOŚĆ TYTUSA” – OPERA BAŁTYCKA W GDAŃSKU
Niezwykle ciekawym, w świecie sztuki, są metamorfozy, które dokonują się w instytucjach kultury. Takim miejscem, które pozytywnie zaskakuje w ostatnim czasie, jest Opera Bałtycka w Gdańsku. Sprawnie kierowana, od 2019 roku, przez Romualda Wiczę-Pokojskiego coraz mocniej zaznacza swoją obecność na mapie kulturalnej kraju. Należy pochwalić wybór nowego dyrektora muzycznego Yaroslava Shemeta. Pochodzący z Ukrainy dwudziestosiedmiolatek to wschodząca gwiazda dyrygentury, co świetnie wróży rozwojowi placówki muzycznej. Drugi promień, o skali ogólnopolskiej, a kto wie czy z czasem nie światowej, to organizacja Baltic Opera Festival wykreowany przez Tomasza Koniecznego, naszego wybitnego śpiewaka operowego. Udział orkiestry w wydarzeniu, szczególnie w Latającym Holendrze Richarda Wagnera, był objawieniem i wielkim pozytywnym zaskoczeniem. Jednak to codzienność wyznacza rangę instytucji. Program jest coraz ciekawszy, łączący rozwój sztuki operowej i baletowej. Owe współgranie wszystkich części składowych miejsca jest niezwykle ważne. Należy pamiętać, że jest się z czym mierzyć, bowiem legenda Bałtyckiego Teatru Tańca Izadory Weiss jest nadal żywa. Dziś co prawda zespół baletowy skierował swoje zainteresowania w kierunku klasyki i mierzy się z wyzwaniami oraz ograniczeniami liczbowymi kompanii, a także wyborami repertuarowymi.
Ostatnia podróż do Gdańska podyktowana była jednak premierą operową. Jak magnes przyciągnęło nazwisko reżyserki Mai Kleczewskiej. Wybitna, świetnie odnajdującą się w teatrze dramatycznym, o czym nie świadczą tylko wielokrotnie komentowane Dziady Adama Mickiewicza w Teatrze Słowackiego w Krakowie, ale przede wszystkim dawne prace choćby w Starym Teatrze w Krakowie czy warszawskim Powszechnym. Artystka współpracowała, ze zmiennym szczęściem, w teatrach muzycznych, a więc opera nie jest jej obca. I pełen nadziei zasiadłem na widowni Opery Bałtyckiej. Pierwszym zdziwieniem był fakt, że widownia zapełniła się jedynie w czterdziestu procentach! Czyżby szacowny Wolfgang Amadeusz Mozart nie cieszył się powodzeniem na Wybrzeżu? Na afiszu jedna z mniej znanych kompozycji – Łaskawość Tytusa. Oryginalnie opowieść o losach rzymskiego cesarza Tytusa Flawiusza stała się hołdem z okazji koronacji Leopolda II, króla Czech. Rzecz o dobrym władcy, chwilę przed wyborami parlamentarnymi w Polsce winna stać się gratką niesłychaną, a nazwisko inscenizatorki pobudzać ów posmak niezwykłości. Jednak jest inaczej. Inscenizacja nie jest wielkim sukcesem, a brak publiczności może być konsekwencją pomysłu wystawienia.
Całość przywodzi na myśl prace rosyjskiego reżysera Dmitrija Tcherniakova, który wielokrotnie scenograficznie osadza swoje widowiska w niby nieadekwatnych przestrzeniach do treści libretta. W Gdańsku, scenografka Justyna Łagowska buduje świat lokalny, bliski odbiorcy. Całość rozpoczyna odtworzona sekwencja Światełka do nieba wieńczącego Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, gdy został zamordowany Prezydent Miasta Paweł Adamowicz. I właśnie jego osoba staje się swoistym Tytusem, władcą prawdziwie dobrym, łaskawym i miłosiernym. I tu rodzi się najwięcej znaków zapytania. Bowiem sama treść opery może widzieć w bohaterze narcyza i samoluba, a także łasego na hołdy oraz względy satrapę. Jednoznaczne opowiedzenie się po stronie dobra gmatwa sensy, nie daje pola do indywidualnej interpretacji odbiorcy. Akcja została osadzona w przestrzeni sali Rady Miasta, odtwarzając ją skrupulatnie i dokładnie. Flagi Polski i Unii Europejskiej, zielone sukno na stołach, liczne krzesła, stół prezydialny. Czyli zobaczymy polskie piekło. Tylko opera jest o pojednaniu, a nie sporze. Trochę to nieprzystające do naszych realiów. Kontekst polityczny faktycznie w utworze nie występuje, a powód chęci dokonania mordu na władcy jest konsekwencją targających uczuć, a nie walki o władzę. Kleczewska wprowadza dualne postaci – śpiewaków i tancerzy. I już nie wiadomo czemu to służy, bo wygląda jak przebłysk myśli – a teraz sobie coś zatańczę. Układy są banalne, nic nie znaczące. Ale ów myślowy chaos idzie dalej, bowiem artystka gubi sensy, wprowadza w scenach bohaterów, których być nie powinno, gmatwają się znaczenia, relacje. Akt drugi zrywa całkowicie z pierwszym. Przenosimy się o kilkadziesiąt lat, w tejże samej sali funkcjonuje swoisty dom starców. Tu rozpamiętuje się czas miniony, w oryginale niedawną przeszłość i dochodzi do owej tytułowej łaskawości. Umiejscowienie akcji w domu spokojnej starości ma jeszcze jedno znaczenie. Reżyserka mówi nam, że pojednanie możliwe jest po latach, gdy opadną emocje politycznej zwady, ucichną podszepty uczuć na rzecz racjonalnego, ale podszytego wieczną niechęcią dialogu. Niestety owe wieloznaczne poszukiwania inscenizacyjne nie pomagają w odbiorze dzieła. Widz jest totalnie zagubiony poprzez irracjonalność rozwiązań i mnogość pomysłów.
Strona wokalna też pozostawia wiele do życzenia. Trochę winy w tym samej Kleczewskiej, która wielokrotnie spycha na sam koniec sceny solistów. Nie można usłyszeć głosów, a obraz zbliżony przez kamerę nie rekompensuje niedoborów dźwięku. Przeciętni soliści nie są w stanie unieść ciężaru wykonania. Jacek Szponarski jako Tito ma matową i nienośną barwę głosu. Gabriela Celińska-Mysław w partii Sesto jest totalnym nieporozumieniem. Delikatna barwa absolutnie nie koresponduje z charakterem postaci, a w garniturku wygląda jak chłopczyk w komunijnym oczekiwaniu. Kontratenor Jakub Foltak nie odnajduje się w partii Annio. Jedynym rozjaśniającym, ową przeciętność, przebłyskiem jest Aleksandra Kubas-Kruk w partii Vitelli. Jej demoniczność, barwa głosu uwiarygodnia zdradzieckość podszytą walką o miłość. Nie lepiej jest z chórem, którego brzydka, nierówna wokaliza zabija wrażenia słuchowe. W tym muzycznym rozgardiaszu najlepiej wypada orkiestra pod kierunkiem Yaroslava Shemeta. Choć i tu ma miejsce wpadka – nagłośnienie klawesynu, który znajduje się z jednego boku sceny, a dźwięk sączy się z głośnika z przeciwległego brzegu. Fatalne rozwiązanie, wręcz nieakceptowalne w świecie muzyki.
Dziwny to spektakl w Gdańsku. Ma być nowocześnie i oryginalnie, a efekt jest chwilami nieznośny. Wielokrotnie prostota jest lepsza od myślowego grochu z kapustą. I może tylko pytanie, gdy opadnie kurtyna, warte jest zastanowienia – czy warto być dobrym? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale idealiści zawsze przegrają w świecie zwady i politycznej gry.
Łaskawość Tytusa, Wolfgang Amadeusz Mozart, reżyseria Maja Kleczewska, kierownictwo muzyczne Yaroslav Shemet, Opera Bałtycka w Gdańsku, premiera: październik 2023.
[Benjamin Paschalski]
You must be logged in to post a comment.