SESJA KLARY – „ZEMSTA” – TEATR POWSZECHNY IM. JANA KOCHANOWSKIEGO W RADOMIU
Podróże po teatralnej Polsce mają swój niepowtarzalny urok. Poznawanie lokalnych ośrodków, instytucji kultury to nie tylko forma turystyki, ale również odkrywanie nieznanego. Choć chyba odwiedziłem wszystkie zakątki naszego kraju eksplorując korowód przedstawień, ale również cierpiąc katusze, to zawsze jest coś, co jest w stanie zaskoczyć. Czasem w miejscach nieoczywistych pojawia się atrakcyjne nazwisko reżysera lub reżyserki i od razu serce bije oraz rozpoczyna się planowanie wyjazdu. Takim zaskoczeniem, sprzed kilku dni, jest premiera teatru w Gorzowie Wielkopolskim, w którym nowy spektakl przygotował Krzysztof Garbaczewski. Ze zdziwienia, kilkukrotnie, literowałem nazwisko czy to rzeczywiście ten twórca niegdyś ikona Polskiego we Wrocławiu i Starego w Krakowie, odwiedziła siedzibę teatru w województwie lubuskim. Jak najbardziej. To ciekawy przykład, jak poszerza się nasz krajobraz teatralny poszukiwań artystycznych. Nie inaczej jest również w Radomiu. Tu dyrektorka sceny Małgorzata Potocka kształtuje różnorodnie repertuar balansując między ofertą przedszkolną, młodzieżową, mieszczańską i dla poszukującego widza. Nie tak dawno spektakl realizował Jarosław Tumidajski, a w zeszłym sezonie zawitał ponownie Paweł Świątek. I choć nie jest to realizator najbliższy mojemu sercu, gdyż jego konwencja komiksowa i jak najszybszego pędu do zakończenia spektaklu, aby zamknąć się w bryku kilkudziesięciu minut, odpycha powierzchownością, to czasem ma swój niepowtarzalny blask. Bowiem prostota i jasny przekaz jest lepszy niż pokłady metafor i niezrozumiałych mielizn intelektualnej gry. Ostatni spektakl Świątka to interpretacja nieśmiertelnej komedii Aleksandra Fredry Zemsta. Wybór jakże trafiony, gdyż mamy nadal rok autora, choć mało kto o tym wie, a nowych jego produkcji jak na lekarstwo. Po drugie, lektura szkolna przyciągnie uczniów i przedpopołudniówki frekwencyjnie wypełnią salę, a konwencja stanie się kusząca dla dorosłego widza w weekendowe wieczorne pokazy. I to jest taki właśnie spektakl. Dla każdego. I może właśnie to jest sens sceny w lokalnym mieście, aby przyciągnąć jak największe rzesze publiczności.
Zemsta Świątka dzieje się tu i teraz. Nie ma tradycyjnego muru, to tylko symbol pewnych relacji społecznych w jednym z miliona bloków w naszym kraju. Scenografia Karoliny Mazur, osadzona na scenie obrotowej to cztery wydzielone przestrzenie. Niczym wędrujemy do świata rodziny Karwowskich z Czterdziestolatka, gdyż jest i klatka schodowa, oczywiście obowiązkowy trzepak, niczym z przeszłości kultowe miejsce spotkań, gry w kapsle oraz gumę, a także skoków przez skakankę. Kluczowe są dwa apartamenty. Jeden z nich należy do Macieja Raptusiewicza (Marek Braun). I jak przystało na nazwisko to chłopak z miasta, który kręci interesy z półświatkiem, sam będąc liderem gangu. Jego mieszkanie przyozdabiają plakaty Prince’a i Sabriny, muza płynie z magnetofonu, brakuje tylko kuli, aby dodała blasku owemu szykowi prostoty. Kontrapunktem są przestrzenie Rejenta Milczka (Piotr Kondrat). To istny sznyt ogłady i dobrych manier. Tak dobrych, że każdy odwiedzający musi założyć kapcie znane z dawnych czasów z przestrzeni muzealnych. Zabieg reżysera polega na banalnym, ale ciekawym zestawieniu światów, rodzin, które żyją w nieustannym sporze, wszak ognia z wodą nie połączysz. I może to trywialne, ale atrakcyjnie trafia do odbiorcy. Upraszcza co prawda oś dramatyczną, ale nie zmienia faktu, że to klucz do dzisiejszego widza. Inscenizator świadomie odchodzi od głównego wątku na rzecz ukazania namiętności. Wskazuje, że świat nimi się kieruje, napędza i żyje. Ów spór o mur graniczny pisany jest właśnie uczuciem, a nie tylko potencjalnym zyskiem czy przekorą. To trochę forma zabawy pomiędzy antagonistami. Jednak kluczem do radomskiego przedstawienia jest serce i miłość. Ów wątek staje się głównym, przy ciekawym zarysowaniu, zindywidualizowaniu postaci. Na pierwszy plan wysuwają się młodzi Klara (Nela Maciejewska) i Wacław (Adam Majewski). Familijnie każde skoligacone z odwiecznym wrogiem stają się narzędziem walki, ale i spacyfikowania nastrojów. Ona jak laleczka Barbie, on zagubiony chłoptaś, który chyba całe dnie spędza nad konsolą grając w gry komputerowe. Ale pod tym płaszczykiem infantylności kryje się spryt i młodzieńcze oko. Cześnik do pomocy w swoich planach wykorzystuje Papkina, mistrza przechwał i pewności siebie. W tej roli Cezary Domagała jest geniuszem jakości języka, który pięknie mówi wiersz mistrza Aleksandra. Ale jego postać to coś więcej. Ubrany w strój współczesnego żołnierza, wziętego prosto z operacji „Pustynna burza”, a będącego z zacięcia pacyfistą i przeciwnikiem walki, jest małym erotomanem, który z lubością fotografuje Klarę, licząc że zostanie jego wybranką serca. W owej scenie jest kwintesencja spektaklu. Bowiem właśnie to jest swoista gra z kliszą fotograficzną, pozowanie, udawanie. Każdy odtwarza swoją rolę w uczucia. Podstolina (Małgorzata Maślanka), znając swoje zalety, kusi jednocześnie Macieja i Rejenta, wodząc go majątkiem i zamążpójściem za Wacława. Ten świat intryg ukazuje, że wszystko jest na sprzedaż jak ciało Klary uwiecznione na błonie filmowej samotnika Papkina. Jednak jedni grają sercem, fałszywym uczuciem, a inni nienawiścią – typową polską żółcią. Świątek nie waha się stanąć po określonej stronie. Jasno broni zapędów Raptusiewicza widząc w nim chwackiego kolesia pełnego wigoru i zapału do życia. Deprecjonuje natomiast Rejenta jako cwaniaka, który chce pięknym słowem i złudą omamić cały otaczający świat. Nawet nie wstydzi się sprzedać syna za dojrzałą Podstolinę. I ten kalejdoskop życia wiruje na owej obrotowej scenie, intryga jest jasna, klarowna, a słowo bystre. To spektakl, w którym przeglądamy się jak w obrazie naszych blokowisk i przeciętnych mieszkań, w których zwada sąsiedzka wielokrotnie może być udobruchana banalnym zdarzeniem i radosnym finałem.
Mimo sprawnej realizacji i przyjemności ze spędzonego czasu, to jednak ulatuje gdzieś Aleksander Fredro i pozostajemy w duchu współczesnej farsy albo klimatów miejskich Doroty Masłowskiej. Pytanie zatem czy aż trzeba Fredry, aby to wszystko pokazać, zrozumieć i opowiedzieć. Każda zabawa konwencją ukazuje, że nasz narodowy komediopisarz trzyma się niezwykle dobrze. Zespół radomski świetnie odnalazł się w zamyśle reżysera i sprawia to radość oglądającym – tu mówię za siebie, gdyż okoliczna młodzież szkolna chyba oczekiwała klasycznej lektury bez tylu metafor i współczesności. Czy tak można?
Może do końca nie wygrał Fredro, ale na pewno teatr. To ciekawy koncept – prosty, ale trafny. Ukazuje, że dawne sztuki mogą być żywe i atrakcyjne skrojone na garnitur, a może dres naszych dzisiejszych możliwości. Bowiem może: „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”.
Zemsta, Aleksander Fredro, reżyseria Paweł Świątek, Teatr Powszechny im. Jana Kochanowskiego w Radomiu, premiera: marzec 2023.
[Benjamin Paschalski]
You must be logged in to post a comment.