KAŻDE ŻYCIE TO JEDEN FILM – RECENZJA FILMU „TONIA”

KAŻDE ŻYCIE TO JEDEN FILM – RECENZJA FILMU „TONIA”

Bardzo lubię słuchać muzyki w słuchawkach, kiedy podróżuję lub po prostu przemieszczam się między wsiami, miasteczkami, a najbardziej wówczas, kiedy jadę w komunikacji miejskiej w wielkich metropoliach. Czuję się jak w ekranizacji jakieś historii. Obserwuję nieznanych mi ludzi, którzy bezwiednie stają się aktorami w moim jednorazowym, niepowtarzalnym filmowym teledysku. Co najwspanialsze, każdego dnia obsada się zmienia i pojawiają się inne wątki. Wyobrażam sobie czym żyją napotkani po drodze ludzie, co robią w życiu, czy są szczęśliwi czy może smutni, czy kogoś kochają, jakie sprawy zaprzątają ich myśli i czas, jaka jest ich historia … W zasadzie to każde życie, to materiał na opowieść.

Tak również uważa młoda bohaterka najnowszej produkcji reżysera Marcina Bortkiewicza pt. Tonia (w tej roli Marianna Ame), która ma wrażenie, że gra główną rolę w ekranizacji swojego życia. Z niecierpliwością też czeka na filmową adaptację losów Jezusa Chrystusa, ale nie współczesną, lecz nakręconą z nim samym, prawdziwym w roli głównej. Jak sama w pewnym momencie przyznaje „przecież każde życie to jeden film”. Tonia nie jest typową nastolatką, choć wygląda jak każda jedenastolatka. To dziewczynka z niezwykłą wyobraźnią, która stworzyła swój świat w ciepłym świetle. Niezmordowanie wyznaje zasadę „chcieć to móc”, a wówczas osiągnąć można wszystko. Niestety jak okazuje się w prawdziwym życiu nie zawsze tak się dzieje. Tonia mieszka w niewielkim miasteczku ze swoim Tatą, a właściwie z Tatkiem (Adam Bobik) oraz Babcią Wandeczką (Małgorzata Zajączkowska). Tata Toni jest bezrobotnym wdowcem, nie stroniącym od alkoholu. O to by związać koniec z końcem dba zaradna i stanowcza seniorka rodu, która stara się jak może, aby uchylić nieba swojej wnuczce. By jakoś poradzić sobie z niełatwą rzeczywistością Tonia układa więc swój świat na swój sposób i przepuszcza je przez sito fantazyjnych skojarzeń i interpretacji. Choć rodzina żyje bardzo skromnie i ma swoje szare strony, to w zasadzie wydaje się, że nie jest, aż tak źle, jak mogłoby być. Nikomu nie jest łatwo, ale mimo to dziewczynka nie traci pogodnego usposobienia. Ma świetny kontakt zarówno z kochającym ją bardzo ojcem, jak i z babcią.

Kiedy jednak pewnego dnia dowiaduje się, że jej ukochany ‘Tatko’ ma wyjechać na kilka miesięcy, a kto wie może na dłużej, do pracy we Włoszech jest przerażona i absolutnie nie chce przyjąć tej informacji do wiadomości. Boi się stracić kolejnego rodzica, jakkolwiek obiektywnie nie jest idealny, ale w jej oczach najwspanialszy i kochany. W związku z tym wymyśli plan, jak nie dopuścić do jego wyjazdu. W tym celu wykorzysta słabości ojca, jest pomysłowa i inteligentnie sprytna. Organizuje spotkanie z jego kolegami, stara się go upić, by ten zaspał i nie zdążył na autokar do Włoch. Kiedy jednak nie osiąga oczekiwanych efektów – absolutnie nie traci nadziei i wymyśla plan B. Wplątuje rodzica w pomoc przy cielącej się krowie oraz nawiązuje kontakt z jego kochanką (Karolina Adamczyk), którą zaprasza do domu. Wszystko oczywiście po to, by Tatko nie wyjechał z miasteczka. Jak się okaże jednak ta w pewnym stopniu „sielska” historia dotrze w końcu do krytycznego momentu, kiedy ukrywany rodzinny sekret ujrzy światło dzienne.

To w zasadzie smutna historia opowiedziana – wiem to brzmi dość dziwnie – w pogodny, po części poetycki sposób. I tu moim zdaniem powstaje lekki zgrzyt. Bo jak na ciężar poruszonych w nim problemów, to – rzec można – film lekki. Obawiam się, że ociera się czasami o spłycanie spraw z jakim borykają się dorośli bohaterowie opowieści. Magiczny realizm wykorzystany w tym obrazie eliminuje bardzo przykre elementy rzeczywistości. Nie wiem do końca też czy banalizuje – może stara się zwrócić naszą uwagę na to, co czasami dzieje się za niektórymi drzwiami, nie epatując niepotrzebną dosłownością. A może to odpowiedź na to, jak radzić sobie z szorstką rzeczywistością stalowych, zimnych brzmień codzienności, wykorzystując pochowaną w nas dziecięcą pogodność. W niektórych baśniowych momentach obraz ten może budzić skojarzenia z Czekoladą (w reżyserii Larsa Svena „Lasse” Hallströma, z 2000 r.), a z niektórych ujęć pobrzmiewa ciepła, pluszowa tonacja Amelii (w reż. Jean-Pierre’a Jeuneta, z 2001 r.).

Tonia to drugi film fabularny w karierze Marcina Bortkiewicza, który jest reżyserem, scenarzystą, a czasami również aktorem, samemu stając przed kamerami. Wcześniej stworzył krótkometrażowe produkcje, takie jak: jak Nauczanie początkowe (2009) czy Portret z pamięci (2011). Jak sam przyznaje Tonia to obraz bardzo osobisty, w końcu „w filmie autorskim warto powiedzieć coś na czym nam naprawdę zależy”. Bortkiewicz zadebiutował w 2012 r. pełnometrażowym obrazem, pt. Noc Walpurgi. Krytycy filmowi zauważyli ten obraz, który następnie doceniono i nagradzano. Podobnie, jak w pierwszym filmie reżysera, w Toni zobaczymy aktorkę – Małgorzatę Zajączkowską utytułowaną za główną rolę w Nocy Walpurgii, ale również, tak jak w Portrecie z pamięci świetną Irenę Jun – w tym razem epizodycznej roli prababci Poli, której pojawienie się w sytuacji dość niecodziennej, doda bezapelacyjnie abstrakcyjnego charakteru najnowszej opowieści Bortkiewicza.

Przepiękna muzyka i niezwykłe światło w tej produkcji wskazują nie tylko ciepły przełom dojrzałego lata, ale złamane i prześwietlone kolory wczesnej jesieni dodają uroku oraz bajkowości tej filmowej opowieści. Wspaniale wplecione w fabułę włoskie przeboje ubiegłego wieku pozwolą każdemu, kto zdecyduje się poświęcić na to nieco ponad 1,5 godziny, by przenieść się w inną, niezwykłą czasoprzestrzeń.

TONIA, 2022, Polska, reż. Marcin Bortkiewicz

[Marcel z Kraśnika]


Foto: FilmPolski