MISTRZOWSKIE KROKI – „GIANT STEPS” – DET KONGELIGE TEATER W KOPENHADZE

MISTRZOWSKIE KROKI – „GIANT STEPS” – DET KONGELIGE TEATER W KOPENHADZE

To jeden z moich ulubionych zespołów baletowych w Europie. Jest blisko naszego kraju, choć dzieli nas morze. Kopenhaga – to również moje wymarzone do egzystencji miasto. Spokój codzienności, morska bryza, wolno płynące życie, a mimo to – metropolia. I właśnie tu ukształtowała się jedna z tradycji tańca pisana dorobkiem Augusta Bournonvilla. Dziewiętnastowiecznego tancerza i choreografa, którego twórczość oczarowywała wówczas, ale i dziś stanowi istotny element repertuarów scen na świecie. Den Kongelige Ballet od kilku sezonów prowadzi Nikolaj Hubbe, który kształtuje program niezwykle różnorodnie. Zespół prezentuje cały wachlarz przedstawień, a w ostatnich latach – te, które udało mi się zobaczyć – są ikonicznymi osiągnięciami. Z jednej strony Come Fly Away w choreografii Twyli Tharp, będące pełną emocji i namiętności opowieścią o miłości i zdradzie wpisaną w nuty muzyki swingu. A z drugiej wielkie widowisko Liama Scarletta – Dama Pikowa, gdzie Hrabina stawała się główną bohaterką – jak karciana postać rozgrywająca akcję pisaną hazardem i przeznaczeniem. Trzeba przyznać, że Hubbe ma niesłychane wyczucie do doboru repertuaru, który koresponduje z oczekiwaniami publiczności. Równoważy klasykę z nowoczesnością. W programie zostawia poczesne miejsce dla tradycji duńskiej, ale nie zapomina o klasykach współczesności. Ten pejzaż jest różnorodny jak paleta barw w ręku malarza. Nie należy zapominać, że to również zespół, w którym pierwszym solistą jest nasz rodak, niegdysiejszy triumfator Konkursu Eurowizji dla Młodych Tancerzy, z bratem Dawidem – Marcin Kupiński. Ta międzynarodowa kompania odciska w każdym sezonie swoje znaczenie w kontynentalnej mapie świata baletu. Bardzo dobre wykonania, różnorodny repertuar świadczą o randze kompanii. 

Ostatnia premiera to swoisty hołd złożony jednemu z największych choreografów dwudziestego wieku – Jerome Robbinsowi. To dla znawców i koneserów sztuki tańca jedna z ikonicznych postaci New York Ballet, gdzie jego prace, tuż za George Balanchinem, są rozpoznawalną marką amerykańskiej sceny. Dla szerszych odbiorców to również bohater przebojów Broadwayu, także ich musicalowych wersji filmowych. To właśnie Robbins, współpracując z Leonardem Bernsteinem, stworzył jeden z największych muzycznych hitów kina – West Side Story. I to właśnie on stworzył olśniewające sceny tańca, niczym ożywione obrazy Chagalla, w ekranowej wersji Skrzypka na dachu. Któż nie pamięta zjawiskowego tańca z butelkami czy też fety w karczmie. Gdy zamykam oczy świat wiruje na nowo, a układ Robbinsa pozostaje niedoścignionym wzorem do dnia dzisiejszego. 

W Kopenhadze nie jest inaczej. Bowiem wieczór został skonstruowany w przemyślany sposób, aby ukazać różnorodność osiągnięć choreografa. Trzy części i trzy odmienne twarze. Rozpoczyna program Fancy Free – debiut choreograficzny artysty z 1944 roku. Wykorzystanie muzyki Bernsteina już gwarantuje sukces, ale pomysł i koncepcja należą do mistrza tańca. To balet z konkretną treścią. Opowieść wpisana w czas wojny. Nowy Jork, trzech marynarzy na przepustce poszukuje wrażeń wielkiego miasta. Bar, dwie kobiety-przyjaciółki i rywalizacja o względy. Zmiana nastrojów, klimatu, barw. Robbins, wykorzystując technikę neoklasyczną, przenosi nas do świata niesłychanego luzu i frywolności. Igranie pomiędzy bohaterami, poczucie humoru, dystans – to znaki rozpoznawcze, ale najciekawsza jest swoista konkurencja taneczna pomiędzy zdobywcami mórz. Każdy w odmiennej tonacji iskrzy się technicznymi możliwościami, a także powabem ruchu. Należy wymienić całą trójkę: pewnego siebie Nico Janssena, rozmarzonego i romantycznego Jona Axela Franssona oraz krwistego zalotnika Ryana Tomasha. Sekwencja wzięta z codziennego życia jest iskrą radości tańca. Zmiana następuje wraz z Glass Pieces. Trzy fragmenty do muzyki Philipa Glassa są już w odmiennym nastroju i technice. Tym razem taniec współczesny wypełnia przestrzeń sceny. Robbins, wykorzystując powtarzalność kompozycji, jej specyficzny klimat, przenosi nas do metropolii. Ale to już nie sielankowa miłosna opowieść, a niesamowity ruch codzienności. Choreograf rozpoczyna od normalnego chodu, chaosu, dynamiki interakcji, aby przejść do skrajnie ułożonej, schematycznej, strukturalnej zbiorowej ferii. Każdy ruch wpasowany jest w symetrię dźwięku. Ruchy ramion oraz nóg są współgrającą kompozycją – powtarzalną, sprecyzowaną w każdym fragmencie. Pierwotne rozbicie – jak zaburzenie więzi społecznych – poprzez wyciszony drugi fragment, któremu towarzyszy tło przesuwających się tancerek jak mechanicznych lalek, wieńczy jasna geometryczna rama, pełna napięcia i tanecznego zrywu. Owa technika Robbinsa dziś przywoływana jest w pracach Williama Forsytha oraz Wayne’a McGregora. Techniczne wyliczenie, swoiste połączenie nauki i sztuki jest niesłychaną wartością tegoż fragmentu. Zwieńczenie wieczoru to ponowienie odmienny klimat. Powrót do techniki klasycznej. Znów powab i delikatność. Cztery pory roku, wcale nie do muzyki Antonio Vivaldiego, ale operowych kompozycji Giuseppe Verdiego, to choreografia łagodności. Swoistej elegancji. Zima-wiosna-lato-jesień przechodzą taktownymi rozstaniami, a nie huraganem namiętności. Choreograf ukazuje cykl roku bardzo delikatnie, zmieniając kolory kostiumu, podkreślając jednocześnie finezję ruchu i tańca. Najciekawiej wypada lato w ciepłym wykonaniu pas de deux Astrid Elbo i Emersona Moose. Jednak ów fragment niestety jest zbyt lukrowy i słodki, a tym samym nieprzystający już do oczekiwań współczesności. Przegrywa próbę czasu z dwoma wcześniejszymi, historycznymi pracami. Mimo owego niedostatku, to wieczór w stolicy Danii pokazał siłę talentu Robbinsa i jego oddziaływanie na naszą dzisiejszą rzeczywistość baletową. 

Tancerzom towarzyszyła orkiestra Teatru Królewskiego pod batutą Pera Kristiana Skalstada. Trzy odmienne kompozycje, trzy brzmienia i trzy interpretacje. Najciekawiej brzmiały utwory Philipa Glassa, a powtarzalność dźwięków, kształtowała niesamowitość i niejednoznaczność. Co zastanawiające, bowiem zespół zazwyczaj towarzyszy spektaklom operowym, a najgorzej wypadło wykonanie Verdiego. Było głośno i nieczysto. Ale niech to będzie przykład dla zespołów w naszym kraju – zawsze wykonanie muzyki na żywo podnosi wartość każdego wieczoru baletowego. Taśma jest erzacem, która winna być wyeliminowana w imię dobra sztuki tańca. Już czekam na zapowiedź kolejnego sezonu w Kopenhadze. Czym zaskoczy Nikolaj Hubbe? Bowiem spotkanie z Robbinsem jest jak spacer po stolicy Danii. Marynarskie spotkanie w Nyhavn, przemierzanie deptakiem w świetle przypadkowości miasta, pory roku to morska bryza, zieleń, a przede wszystkim szaleństwo w wesołym miasteczku Tivoli – kolorowo i różnorodnie. Oczekuje na kolejne powroty, ale również spotkania z choreografami przeszłości.

Giant Steps, Leonard Bernstein, Philip Glass, Giuseppe Verdi, choreografia Jerome Robbins, dyrygent Per Kristian Skalstad, Det Kongelige Teater w Kopenhadze, premiera: marzec 2023.

[Benjamin Paschalski] 


Foto: Henrik Stenberg



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *