GRA W POŻĄDANIE – „CARMEN” – COMPANIA NATIONAL DE DANZA

GRA W POŻĄDANIE – „CARMEN” – COMPANIA NATIONAL DE DANZA

Prawie każdy region Europy posiada swoją specyficzną ofertę tańca. Nie tylko, jeżeli chodzi o same formacje artystyczne, ale również o choreografów, szerzej kreatorów sztuki tanecznej. Owym ciekawym miejscem i chyba przez nas nadal nieodkrytym jest Skandynawia. Mało kto zna ofertę Islandii z Islenski dansflokkurinn na czele, który posiada własny, indywidualny język wypowiedzi. Równie interesująco wygląda niezależna scena Finlandii, tu prym wiedzie jeden z najciekawszych artystów Europy Tero Saarinen, który wraz z własnym zespołem stworzył w Helsinkach interesujące miejsce laboratorium twórczego. Jednak owa historia tańca w krajach północy jest długa i osobliwa. Powiązana z nazwiskiem Augusta Bournonville, duńskiego reformatora, tancerza, choreografa, którego spuścizna sięgająca wieku dziewiętnastego, stanowi istotny wkład do tradycji tejże sztuki. Współczesność, marka rozpoznawalna również w Polsce, to osiągnięcia Szwedki Birgit Cullberg, a głównie jej syna Matsa Eka. Ich prace mogliśmy poznać w Polsce, bowiem prezentowały je zespoły Teatru Wielkiego w Warszawie, a także Polski Teatr Tańca. Owa specyficzna sztafeta pokoleń, ale już nie zamknięta w kręgu jednej rodziny, trwa nadal. Dziś zachwycajmy się realizacjami Alexandra Ekmana, które pełne innowacyjności, łączenia sztuk, czerpiące garściami z tradycji teatralnej, a także przepełnione formą wizualną, oczarowują i wytyczają nowe kierunki artystyczne. W owym peletonie ważne miejsce zajmuje Johan Inger. Ten dziś pięćdziesięciosześciolatek, absolwent szkoły baletowej Szwedzkiego Baletu Królewskiego, po etapie pracy w zespole w Sztokholmie, związał się z Nederlands Dans Theater, gdzie zadebiutował również jako choreograf. Jego mentorem, a także duchowym ojcem, co również można zauważyć w pracach, był Mats Ek. To on zmotywował artystę, aby nie tylko tańczył, ale również kreował własne układy. Dzięki temu otrzymaliśmy dziś jednego z najbardziej wziętych twórców, a jego znakiem rozpoznawczym pozostaje oryginalna technika, a także balet narracyjny. Dokładnie jak u Eka, który wielokrotnie eksperymentuje z klasyką tańca, zmieniając, przeformułowując znaczenia i dotychczasowe interpretacje, identycznie czyni Inger. Mówi wyraźnie – podstawą jest myślenie o widowni, aby jej coś istotnego zakomunikować. To rodzaj artystycznej gry ze znaczeniami. Pierwszą pełnospektaklową pracą była Carmen przygotowana w 2015 roku z Compania Nacional de Danza. Do dzisiejszego dnia pozostaje ona w repertuarze grupy, a liczne tournée świadczą o wielkim powodzeniu przedstawienia. Rzeczywiście to oryginalna próba opowiedzenia nieśmiertelnej historii Cyganki i Don Josego.

Zespół hiszpański, to obok Ballet Nacional de Espana, jedyna formacja państwowa, w tym kraju, aktywna w sferze tańca. Co ciekawe, obie nie posiadają własnych sal do wystawiania przedstawień, a formą prezentacji pozostaje nieustanny objazd. I to zarówno krajowy jak i międzynarodowy. Na czele Compania Nacional de Danza stoi obecnie Joaquin De Luz, były tancerz związany między innymi z American Ballet Theatre, dziś również wzięty choreograf. Historia powstania sięga roku 1979, gdy ukształtowano Ballet Clasico Nacional z Victorem Ullate na czele. W owej krótkiej historii zespołem szefowali między innymi: Maja Plisiecka, Nacho Duato oraz Jose Carlos Martinez. Grupa nastawiona jest na prezentowanie klasyki baletowej, a także nowatorskich, współczesnych form tańca. Zupełnie inną pozycję zajmuje Ballet Nacional de Espana, również powstały w końcu lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku na czele z Antonio Gadesem. Dziś kieruje nim Ruben Olmo. Znaczenie grupy to pielęgnowanie, ale również wzbogacanie dziedzictwa tanecznego Hiszpanii. To nie tylko jednorodna, tradycyjna forma ukazywania flamenco, ale także nieustanny eksperyment, przetwarzanie, co za sprawą tejże techniki można opowiedzieć i przedstawić. Dwa interesujące koncepty, nieustanne poszukiwania i bogata oferta. Właśnie z owego zrodziło się powierzenie Szwedowi przygotowania tanecznej wersji Carmen. Jednym z najciekawszych elementów widowiska jest muzyka. Do podkładu, wykonywanego na żywo, wykorzystano kompozycję Georgesa Bizeta, a także suitę Rodiona Szczedrina. Dodatkowe fragmenty oryginalne przygotował Marc Alvarez. Jednak jest pewna innowacja. W składzie orkiestry nie ma instrumentów dętych. Całość kompozycji wykonują smyczki z niezmiernie rozbudowaną perkusją. Efekt jest niezwykle interesujący, bowiem dźwięki marimby czy wibrafonu zastępujące brzmienia fletu, trąbek czy klarnetu nadają zupełnie odmiennego charakteru. Lepiej korespondują z dodatkową muzyką, która jest raczej polem odgłosów. Prowadzący Orquesta de la Comunidad Valenciana – Olivier Diaz, ma niezwykle trudne zadanie. Aby zachować płynność, bez zbędnych pauz i przerw, musi świetnie sprawować kontrolę nad muzykami, aby w odpowiednim momencie włączyć się do podkładu odtwarzanego z taśmy. Całość buduje niesamowity, brunatny i głęboki nastrój. Inger, jako kreator baletów narracyjnych, również myśli o stronie wizualnej. Stanowią ją ruchome zastawki, które raz są murem, drzwiami czy też klaustrofobiczną przestrzenią luster, w których przegląda się wychodzący na arenę torreador Escamillo. Współgrającymi z barwą muzyki są również światła. Mroczny klimat, wcale nie rozświetlonej Sewilli, dodaje niesamowitości, psychologii postaci, a także wciąga odbiorców do uważnego śledzenia akcji.

Właśnie owa, lekko oderwana od pierwowzoru, stanowi najważniejszy element wieczoru. Choreograf rezygnuje z postaci Micaeli, narzeczonej Don Josego. Tym samym skupia się na głównym wątku – ponętności Carmen i szaleństwie żołnierza. Bo właśnie balet winien mieć nieco odmieniony tytuł, gdyż najważniejszą postacią staje się nieszczęśliwy kochanek. Tajemniczy i wycofany, ale wraz z rozwojem akcji szalony i nieobliczalny. Gdy dokonuje pierwszej zbrodni wiadomym jest, że kolejne to tylko kwestia czasu, okoliczności, zdarzeń. Inger rozpoczyna opowieść niewinnie. Wprowadza postać chłopca, grającego w piłkę. To on będzie obserwatorem zdarzeń, niemym świadkiem tragedii i opętania miłosnego. Choreograf pozwala akcji rozwijać się leniwie, aby nabrała przyspieszenia. Do Carmen zalecają się wszyscy od dowódcy Zunigi, poprzez grupę młodzieńców-nastolatków. Don Jose pozostaje obojętny, długo wycofany. Jest jak Woyzeck, który stoi obok, ale wystarczy impuls, aby zmienić całkowicie nastawienie i zamiary względem dziewczyny. Otrzymany kwiat, to rzeczywista fala i strumień żółtych płatków, który spada na głowę młodzieńca. To buduje drganie serca, a także niepohamowaną zazdrość. Zbliżenie z Carmen, choć pozbawione dosadności, to erotyczna gra. Najpierw kobieta wyjmuje symbolicznie serce z ciała bohatera, ofiarowując je sobie na tacy pożądania tak jak Salome głowę Jana Chrzciciela. Kolejne zbliżenie to już płynący dosłownie sok pomarańczy, który spływa po twarzy odurzonego kochanka. Don Jose z nieobecnego, drugoplanowej postaci, staje się opętanym. Zło narasta, pragnienia otaczają jego głowę, umysł, ciało. Wejście Escamillo jest całkowitą odmiennością. On zajmuje sobą całą scenę. Jego ruchy są jak płachta na byka. Nie musi jej mieć przy sobie, bowiem cały jest erotyczną figurą. Zadufany i zapatrzony w siebie. Zdobywa bo jest. Kontrapunkty męskości, dwie figury do wyboru Carmen. W owej zawiłości uczuć Inger buduje świetne układy taneczne. Bowiem nie tylko psychologia postaci, ale forma przekazu odgrywa niezwykle istotną rolę. Taniec jest siłowy i akrobatyczny. Dokładnie jak w innych produkcjach skandynawskich, co ma miejsce u Eka czy Ekmana, pojawia się krzyk wyrażający ból i cierpienie. To również charakterystyczny bieg w miejscu, formy ucieczki, gonitwy. Compania Nacional de Danza wykonuje układ niezwykle dojrzale, pewnie i sugestywnie. Choreograf nie pozostawia wytchnienia, zmusza do pełnej koncentracji i zaangażowania. Niby wysublimowana forma relacji między parą głównych bohaterów odgrywa najważniejszą rolę, ale tło będące demonicznym świadkiem zdarzeń jest niesłychanie sugestywne i dojmujące.

Wyrównany zespół posiada swoich bohaterów. Carmen Kayoko Everhart, nie zachwyciła w pełni, bowiem jest zbyt wycofana i niedojrzała emocjonalnie do roli pogromczyni męskich serc. Dobra technicznie posiada mankamenty psychologiczne w opracowaniu roli. Odmiennie można ocenić Jona Vallejo, występującego gościnnie w roli Don Jose. Ten dzisiejszy solista Semperoper Ballett w Dreźnie jest świetny technicznie, a owe szaleństwo, niespełnienie i wycofanie, które zmienia się w szał, zostało dopracowane w każdym szczególe. Jego bohater żyje, pulsuje, rozwija się, zmienia i przetwarza w demona. I trzeci do owego trójkąta – Escamillo. Yanier Gomez Noda fantastycznie wykonuje ruchy płachty, jest żywą emocją, ponętnym adoratorem. Inger przygotował nieoczywisty spektakl, gdzie barwa ciemna, zła i demoniczna pokrywa zwyczajowy jasny koloryt opowieści o miłości z hiszpańskiego miasta. Jest ponuro, ale fascynująco oraz odmiennie. Tak jak również w innych pracach skandynawskich twórców tańca. A co najważniejsze, że posiada on świetny język ruchu, czerpiąc z tradycji mistrzów i dodając własny, indywidualny koncept historii narracyjnej.

W tym sezonie było to kolejne spotkanie z baletową Carmen. W Helsinkach choreografia Liama Scarletta, w Palermo Leo Mujica. Za każdym razem inne doświadczenie, inna opowieść, inny balet. To piękne, że jednym utworem można uruchomić wyobraźnię twórców, a także nasycić serca odbiorców – różnorodnością i zaskakującą, nową historią. To jest właśnie siła sztuki teatru, a wśród niej nadal odkrywczej eksplozji tańca.

Carmen, Georges Bizet, Rodion Szczedrin, Marc Alvarez, choreografia Johan Inger, Compania Nacional de Danza, pokazy: lipiec 2023 w Walencji.

[Benjamin Paschalski]


Foto: Alba Muriel