Gniew czyli Schwarzcharakterki – Teatr im. S. Żeromskiego w Kielcach

Gniew czyli Schwarzcharakterki – Teatr im. S. Żeromskiego w Kielcach

Lubimy, a nawet uwielbiamy podążać za modami – estetycznymi, literackimi i teatralnymi. Nastał taki czas, pisany okolicznościami zewnętrznymi, że scena podejmuje coraz częściej problematykę kobiecą, a może lepiej napisać feministyczną, zgodnie z obowiązującą modą. Nie. Pozostanę przy pierwszym określeniu. W Starym Teatrze w Krakowie Agnieszka Glińska przygotowała świetne Panny z Wilka. Tam bohaterki, we wspaniałych aktorskich rolach, widziały przyjazd Wiktora przez pryzmat swoich indywidualnych spojrzeń i refleksów pisanych doświadczeniem przeszłości, marzeń i bieżącego stanu ducha. To wielki spektakl. Uczciwa rozmowa o kobiecości. Jednak powstają przedstawienia z potrzeby chwili, które mają zagrzewać do walki, być wyrazem buntu, oporu. Tylko o co? Gdyż oprócz płomiennych haseł i oracji są one puste jak wydmuszka, a grafomania jest nieznośnym bełkotem o niczym. I takie doświadczenia przynosi ostatnia premiera w Kielcach.

Zapowiadało się inaczej. Tenże teatr planował przygotowanie spektaklu Ocalisz życie, może swoje własne na podstawie zbioru opowiadań Flannery O’Connor. Ta amerykańska nowelistka, wnikliwa obserwatorka rzeczywistości południa, dla której problematyka rasowa i kobieca stanowiła istotny trzon twórczości, mogła stać się inspirującą postacią dla przedstawienia teatralnego. Jednak, czego dowiadujemy się z prologu do Schwarzcharakterek, teatr nie otrzymał praw autorskich do inscenizowania utworu. Tym samym zamknęły się drogi do realizacji adaptacji. Dlatego, można odnieść takie wrażenie, scena nie chcąc rezygnować z przygotowania kolejnej premiery, korzystając z obecności zaproszonych realizatorów, skusiła się na stworzenie spektaklu kobiecego. Przepraszam feministycznego. I wyszedł bubel. Tekst napisała Martyna Wawrzyniak do współpracy mając Darię Kubisiak. I jest to bezsensowna spowiedź czterech bohaterek-singielek o tym co je irytuje i doprowadza do gniewu wewnętrznego i zewnętrznego. I naprawdę nie ma w tym wywodzie niczego nadzwyczajnego, a treść tych wyrzutów jest tak nijaka, że wychodząc z teatru zapomina się o czym był ten spektakl i która z dziewczyn o czym mówiła. Najlepszą rekompensatą jest puszczana projekcja z modlitwą do Świętej Rity, patronki od spraw trudnych i beznadziejnych, matek i kobiet we wszystkich stanach. Zawiera ona wcześniej artykułowane żale i niespełnienia. I ta litania jest również wielką prośbą o jak najszybsze zakończenie spektaklu.

Reżyserii podjął się Remigiusz Brzyk. Świetny realizator teatralny, wytrawny rzemieślnik. Tu faktycznie niczego nadzwyczajnego nie zaproponował. Dla widowiskowości scenografia zabiera cztery pierwsze rzędy, aby pogłębić przestrzeń pochyłej sceny. Tylko po co? Jak jest ona i tak w ogóle nie wykorzystana. Monologi poszczególnych bohaterek ubarwione są zabawkami-pluszakami, bańkami mydlanymi i pseudo racjonalnymi dialogami jednorożców. Ale czy to zwierzę można traktować poważnie, gdy zostało strywializowane przez uczestniczkę programu w jednym z reality show? Infantylizm zewnętrzny miesza się z pseudo głębią natury kobiecej. Jest to nieznośne i tragiczne dla widza. Dziwię się, że tak doświadczony reżyser dał się namówić na tak chybiony i płytki eksperyment teatralny. A dla odbiorcy nic kompletnie nie wynika ze spędzonego wieczoru.

Aby oglądać frustracje i niespełnienia kobiet nie trzeba iść do teatru. Wystarczy poczytać kolorową prasę, którą kupić można w każdym miejscu od supermarketu do lokalnego sklepu. A tak traci się czas na wizytę w szacownej i ważnej placówce kieleckiej, a w odbiorcy wzbiera rzeczywisty gniew. Wielka szkoda.

Schwarzcharakterki, Martyna Wawrzyniak, reżyseria: Remigiusz Brzyk, Teatr im. S. Żeromskiego w Kielcach, premiera: luty 2020

                                                                                                                                                            [Benjamin Paschalski]