KOMIKSOWY SENTYMENT czyli „Kapitan Żbik i żółty saturator” – Teatr Syrena Warszawa

Jest coś magicznego w okresie PRL-u. Z jednej strony widzimy go w obrazach obecnej propagandy polityki historycznej jako czas siermiężny i skostniały, ale popkultura wykorzystuje jego wątki dla ukazania innej twarzy tamtego czasu: przymrużenia oka i szczególnego poczucia humoru. Uwielbiamy stare filmy komediowe, głównie te w reżyserii Stanisława Barei. Nieśmiertelny Miś, Co mi zrobisz jak mnie złapiesz, Nie ma róży bez ognia czy serial Alternatywy 4. Kultowe cytaty, sceny, dialogi przeszły do naszej codzienności. I chyba właśnie z tego sentymentu za latami siedemdziesiątymi XX wieku powstała najnowsza premiera w warszawskim Teatrze Syrena. I choć inspiracja została zaczerpnięta z serii komiksowej, której bohaterem był niezwyciężony Kapitan Jan Żbik, to w najnowszym musicalu odbija się, jak w kręcącej kuli podczas festiwali piosenki w Sopocie, cały świat złotych lat Edwarda Gierka. Niesamowicie jest przeżyć, powrócić do tamtych czasów, gdy za przewodnika ma się Wojciecha Kościelniaka. Niezrównanego mistrza teatru muzycznego. Wielkie brawa i podziękowania za chwile wspomnień, ale i lekcji o przeszłości dla młodego pokolenia. Są one okraszone świetnym poczuciem humoru, oryginalną muzyką i przebojami, które wpadają w ucho jak utwory tamtych dni: Ireny Jarockiej, Maryli Rodowicz czy Jerzego Połomskiego.
Scenografia autorstwa Anny Chadaj wprowadza nas w magię tamtego czasu. Dla wielu, przestrzeń sceniczną, okalają trudne do rozszyfrowania słowa Pewex czy Guma Arabska, ale są też te bliższe neony domów towarowych Wars, Sawa i Junior. Horyzont to przeciętne blokowisko, dom, w którym żyją mieszkańcy stolicy. Codzienne troski, kłótnie, samotność. Jak w Czterdziestolatku Jerzego Gruzy. Ta wielopiętrowa konstrukcja przywodzi na myśl przedstawienie Piotra Cieplaka sprzed lat wystawione w Teatrze Studio – Taka ballada. Wówczas właśnie w takiej wielopoziomowej przestrzeni domu mieszkalnego rozgrywały się mikrodramaty bohaterów współczesności. I właśnie owi mieszkańcy staną się ofiarami magicznego trunku, który zostaje wlany do dystrybutora w saturatorze. Dokonuje tego agent obcego wywiadu Manfred Steif. Przeznaczony dla funkcjonariuszy partyjnych trujący płyn odmienia rzeczywistość Warszawy. Kolejni ludzie padają ofiarą magicznego napoju, który wyzwala w nich niesłychane, skrywane emocje i uczucia. Świat się zmienia, wiruje, tańczy. Bo przecież to nadchodzi wolność, wszystko przez zmieszany sok z wodą gazowaną z domieszką zakazanego płynu z zachodu.
Do akcji przeciwko agentowi obcego wywiadu (Tomasz Więcek) rusza niestrudzony Kapitan Jan Żbik (Maciej Maciejewski) we współpracy z pewną siebie Porucznik Olą (Iga Rudnicka). Niestety mają pecha. Bowiem saturator, który obsługuje Kasia (Barbara Garstka), w którym ukryty jest tajemny napój, przemieszcza stolicę od Pałacu Kultury i Nauki przez Rotundę i ulicę Marszałkowską. Kolejni przechodnie zostają nieświadomie zainfekowani. A przez to tworzy się magia sceny musicalowej. Bowiem każda ofiara to tłumione miłości, uczucia i prawdziwe życie. A teraz, pod wpływem napoju rozpoczyna się impreza. Przeboje w wykonaniu taksówkarza, który wpada w oko Kasi, to majstersztyk wokalny i potencjalnie wielki przebój muzyczny. Również żywiołowa sekwencja chcącej bawić się dziewczyny, która organizuje party disco to będące oazą wolności i niezależności mini show. Scena nasuwa skojarzenia z nieustanną zabawą w M-4 z osiedla Za Żelazną Bramą z filmu Dzięcioł. Zresztą każda sekwencja solowa dopracowana jest w każdym calu, autonomiczna i oryginalna. Zasługa to porywającej choreografii Eweliny Adamskiej-Porczyk.
Na tym tle blado wypada tytułowy bohater. Wielokrotnie staje się zbędnym elementem, przerywnikiem aby widz nie zapomniał, że dzielny milicjant goni groźnego przestępcę. Owszem jest komiczny ze świetnymi podskokami i szusami w pogoni za gangsterem, ale nie dorównuje świetnym popisom wokalno-tanecznym kolejnych spragnionych klientów żółtego saturatora. Największe oklaski należą się aktorowi Teatru Muzycznego w Gdyni Tomaszowi Więckowi. Faktycznie to jego show sceniczne. Pełen przerysowanego poczucia humoru, całym sobą otacza przestrzeń widowiska. Aż się czeka kiedy wejdzie na scenę. Jest jak nieśmiertelny Jaś Fasola w przejaskrawionych mimicznych scenkach, które pozostają na długo w pamięci.
Cały wieczór to świetnie brzmiąca muzyka Mariusza Obijalskiego, którą wykonuje na żywo band pod kierunkiem, oczywiście w milicyjnej czapce, Tomasza Filipczaka. To świetne kompozycje do których same rwą się nogi aby wybijać rytm kolejnych przebojów wieczoru. Czekam na nagranie, aby towarzyszyły mi każdego wieczoru jako człowiekowi patrzącemu na PRL trochę w różowych okularach, ale na pewno widzącego jego wartość kulturową, którą wprowadziliśmy do naszej współczesności.
Ten wieczór w Syrenie to kolejny sukces Wojciecha Kościelniaka, który jak nikt inny umie przygotować widowisko muzyczne. Nie ogranicza się jego rola do wskazania gdzie kto ma odśpiewać kolejną piosenkę, ale świetnie inscenizuje kolejne sceny tworząc żywiołowe przedstawienie. Co ważniejsze to nowy, oryginalny utwór, który ukazuje, że pod warstwą śmiechu i ironii, kryje się prawda o wolności i jej poszukiwaniu przez nasz wszystkich w każdym czasie i miejscu.
Kapitan Żbik i żółty saturator, teksty piosenek i reżyseria: Wojciech Kościelniak, muzyka: Mariusz Obijalski, Teatr Syrena w Warszawie, premiera: luty 2020.
[Benjamin Paschalski]
You must be logged in to post a comment.