POTEM JĄ SKRYŁO MAŁE MIASTECZKO czyli „M.G.” – Teatr Polski Warszawa

POTEM JĄ SKRYŁO MAŁE MIASTECZKO czyli „M.G.” – Teatr Polski Warszawa

Sztuki Pawła Demirskiego towarzyszą mi w teatralnej podróży od dłuższego czasu. Początkowo epizod w Gdańsku, współpraca z Michałem Zadarą, a od wielu lat z Moniką Strzępką. Razem stworzyli tandem artystyczny, który z jednej strony charakteryzuje się specyficznym, wyrazistym i dosadnym językiem literackim, a dramaty korespondują z naszą rzeczywistością społeczno-polityczną, z drugiej inscenizacja jest jak sceniczne mięso w wersji tatara wołowego – dobrze przyrządzone, krwiste i wyraziste z dodatkiem obowiązkowego kieliszka wódki. Utwory spółki, jak rewie w historycznej warszawskiej Syrenie Zdzisława Gozdawy i Wacława Stępnia, iskrzyły się dosadnością i pazurem satyry przekutym politycznym okiem publicysty z domieszką interwencji społecznej. Jednak z czasem owa formuła poczęła się wyczerpywać. Zapewne jest to wynik owych minionych już lat, poruszanie się po utartych ścieżkach. Owszem. Problemy pozostały, Paweł Demirski nadal widzi wiele, więcej i jeszcze więcej, ale kolejne premiery stają się być odcinaniem kuponów od przeszłości. Dla nowych odbiorców jest to nadal atrakcyjna i odkrywcza formuła, ale tych, którzy znają produkcje wcześniejsze trudno zaskoczyć i artystycznie jednoznacznie zachwycić.

Chyba każdy z nas zna jeden z najdłużej emitowanych programów TVN Kuchenne rewolucje. Nie byłoby owego kulinarnego show, gdzie dochodzi do reinkarnacji restauracji, barów i punktów gastronomicznych, bez jego prowadzącej Magdy Gessler. To postać ikoniczna, bezkompromisowa, która z jednej strony ma tyle samo wrogów co orędowników. Dzięki temu jest wyrazistą postacią showbiznesu. I właśnie jej postać, choć pod skrótem imienia i nazwiska – M.G. – staje się bohaterką najnowszego przedstawienia w warszawskim Teatrze Polskim. I już sam pomysł wydaje się ryzykowny, aby scenę szacownej placówki przy Karasia oddać we władanie Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki. Co prawda zrealizowali tu Króla na podstawie Szczepana Twardocha, ale była to adaptacja jego powieści. Nie oryginalny utwór Demirskiego. Dla konserwatywnej publiczności teatru, choć oczywiście ona ewoluuje i zmienia się, może być to szczególne doświadczenie – odmiennego teatru i języka. I obserwując widownię jest ona podzielona na zwolenników i sceptyków owej najnowszej premiery.

M.G. (świetna Eliza Borowska pełna kalki gwiazdy telewizyjnej) w towarzystwie swojej asystentki (Marta Ojrzyńska) przypadkiem trafia do miasteczka pomiędzy nocą i dniem. Wszystko jest dzikie, nieznane. Każdy mieszkaniec chce być burmistrzem, gdyż do tego ma prawo. W tymże znajduje się lokal gastronomiczny, pizzeria, który staje się oazą eskapady aby zaspokoić głód i pragnienie. Ten świat pełen jest zadziwiających postaci, karierowiczów, poszukiwaczy wrażeń i zadziwiających tajemnic. Właściwie opowieść nie jest o samej bohaterce telewizyjnego show, ale naszej rzeczywistości i współczesności. To satyra o nas samych szarych mieszkańcach, ale i o elitach III Rzeczpospolitej, zdegradowanych utracjuszy myślących o własnym powodzeniu i sukcesie. Jak wielokrotnie już bywało ostrze groteski uderza w odpowiedzialnych za kulturę, którzy tylko myślą o przerwach i antraktach, a sztuka schodzi na niewiadomy i niewidzialny plan. To również gorzka prawda o kościele katolickim, księżach i bolączkach instytucji wiary. Nie bez powodu Demirski wprowadza postać Witolda Gombrowicza, tego który jak nikt inny widział Polskę i Polaków. Dziś każdy nim twarz wyciera, choć go nie rozumie, nie zna i poznać nie umie. Bije z tej opowieści gorycz i trauma. Ucieczki od miejsca zawiści i małych układów. Świata małości i nicości. Tylko pytanie, które cały czas pobrzmiewa jest niezwykle aktualne. Czy możemy uciec od własnej tożsamości hucznie nazwanych małych ojczyzn a tak naprawdę grajdołów patriarchalnej dominacji i podległości?

Demirski i Strzępka chcieli zrobić spektakl jeszcze o czymś. O kobiecie, jej sile i pozycji społecznej. Niestety jest to aspekt całkowicie nieudany. Oprócz wspólnego tańca godowego zagrzewającego do walki kobiety, nic absolutnie nie wynika. Staje się to pustym efektem i pozoranctwem. Wygląda jak wymyślony sztucznie element oderwany od głównej osi dramatu. W tym przypadku jest on niesłychanie rozwlekły i niestety zbyt długi. Można odnieść wrażanie, że przegadane wątki, monologi nie wpływają zasadniczo na rozwój akcji. Kolejne słowa stają się tylko dopełnieniami tego co już zostało powiedziane. Niektóre fragmenty w ogóle nie śmieszą, są wręcz żałosne i smutne, a miało być inaczej. Jednak ostrze Demirskiego posiada swoją siłę bacznego obserwatora. Tak jak jest z Gombrowiczem identycznie jest z Kobietą w słowiańskim przykucu (Marta Nieradkiewicz). To niekwestionowana bohaterka wieczoru. Staje się symbolem wad i niepewności, śmieszności i niezrozumiałej naiwności. Strzępka wykorzystuje znany wachlarz teatralnych możliwości – efekty pirotechniczne, krew aby tylko wywołać emocje i wstrząs.

Co pozostanie z owego przedstawienia? Niewątpliwie świetna scenografia Arka Ślesińskiego. Umieszczenie na obrotowej scenie mikromiasteczka z mikrozabudową to bardzo udany pomysł. Dodatkowo na jej środku znajduje się makieta, która za sprawą kamery przybliża nam topografię miejscowości. Tajemniczość jak w dobrym kryminale budowana jest prostymi, ale odkrywczymi środkami wizualnymi.

Wychodziłem z teatru z mieszanymi wrażeniami. Z jednej strony ciekawe scenki, korespondowanie ze współczesnością, krytyka elit. Lubimy, znamy. Z drugiej strony po co do tego Magda Gessler? Absolutnie jej postać nic nie wniosła do dramatu. Polski nie naprawiła. Przypadkiem w tym miejscu wylądowała, posiedziała i do stolicy wróciła. Polacy nic się nie stało. Dalej jesteśmy w punkcie wyjścia siedząc nad rzeką w fotelu turystycznym, albo w słowiańskim przykucu paląc papierosa pod pizzerią, która jest miejscem szczęścia i spełnienia marzeń dla wielu milionów obywateli.

M.G., Paweł Demirski, reżyseria: Monika Strzępka, Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana w Warszawie, premiera: luty 2021.

                                                                                           [Benjamin Paschalski]