PEDAŁ WE WSI – „Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale” – Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie
Tradycja wystawiania na polskiej scenie Krakowiaków i Górali jest długa i fascynująca. Już pierwsze wykonanie w roku 1794, czasie insurekcji kościuszkowskiej, stanowiło akt solidaryzujący wspólnotę Warszawy. Treści płynące ze sceny, za sprawą słów Wojciecha Bogusławskiego i muzyki, choć Czecha, acz osiadłego w Polsce Jana Stefaniego, padały na podatny grunt narodowych myśli widowni. Już w dwudziestoleciu międzywojennym Leon Schiller inscenizował utwór na Rynku Starego Miasta w Warszawie jako widowisko plenerowe, a po II Wojnie Światowej stało się ono wyrazem ukazania jedności społeczeństwa w świecie rodzącej się nowej rzeczywistości politycznej. Po utwór sięgano wielokrotnie bowiem jest on kuźnią możliwości dla inscenizatora, a także przybliżenia publiczności zapomnianej tradycji polskiej wsi i kultury ludowej. I właśnie podążając tym tropem, niczym poszukiwań regionalnych i etnograficznych, w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie powstał spektakl ożywczy, przewrotny, dowcipny i nostalgiczny. Cezary Tomaszewski we współpracy z dramaturżkami Igą Gańczarczyk i Darią Kubisiak, posiłkując się utworem ojca polskiego teatru, stworzyli widowisko żywe i jakże dzisiejsze.
Zaczyna się opowieścią Bardosa, tak jak w oryginale, o jego powrocie do wsi Mogiła, z której się wywodzi. I dalej przez scenę przewija się gąszcz postaci. Historia jest zawiła acz klarowna. Basia kocha Stacha, tegoż kocha Dorota – macocha Basi, która przyrzeczona jest góralowi Bryndasowi. Intryga pełna, rzęsista i wyrazista. Twórcy zmieniają niektóre postaci, aby dopasować je do wymogów współczesności. I dzięki temu jest to opowieść o dniu naszym, teraźniejszości. Nie jest to obrazek przeszłości, ale nasz czas współczesny. Tomaszewski tworzy musical country z muzyką stylizowaną na amerykańską nutę oczywiście nie ujmując nic z nut Jana Stefaniego. Dekoracje symbolizują typową prowincję amerykańską z dinerem w roli głównej. W tle rozgrywka z koła fortuny z hasłem „skrzydełko czy nóżka” – pierwsze skojarzenie z typowym amerykańskim daniem Buffalo wings. I owych odniesień jest dużo więcej. Należy podkreślić fantazję twórców, którzy machinę teatralną traktują jako pole skojarzeń. Koło młyńskie po którym schodzi Basia do Stacha jest symboliczne, ale nie bez powodu tęczowe. Gdyż Bardos okazuje się być gejem, który przyjeżdża na ślub swojej matki i poprzez własną orientację może pogodzić zwaśnionych Krakowiaków i Górali. Chciałoby się krzyknąć za ruchem hipisowskim z okresu wojny wietnamskiej „make love, not war”. Jednak w świecie patriarchalnym okazuje się to mrzonką i ułudą. Walka zastępuje miejsce uczuciu. Łzy rozpaczy wypierają radość i miłość. Elektryka, która miała być zbawienna, a widziana jest przez Bardosa jako uczucie i otwartość wobec drugiego mężczyzny, staje się przeraźliwym dźwiękiem maszerującego i gotowego do walki tłumu.
Szczególną rolę odgrywa Stara Baba (Lidia Bogaczówna). Można powiedzieć, że reprezentuje świat nadchodzący, siłę kobiet i specyficzną ludową mądrość. Jest żeńską odmianą Oskara Kolberga poszukującej prawdy o wspólnocie, w której przyszło jej żyć. Jest marginesem świata, ale z drugiej strony mekką, do której przybywają zagubieni mieszkańcy wsi. Niesłychanie brzmią jej słowa pełne bólu o rzeczywistości skostniałej i archaicznej. Tu wytchnienie znajdował Bardos, a teraz spędza z nią czas nie kryjąc swojej tożsamości młody Pastuch.
Widowisko nie byłoby pełne bez wyrównanej gry aktorskiej. Na pierwszy plan wybija się Bardos (Daniel Malchar). Pełen dwuznaczności gdy podrywa górala, a z drugiej strony świadomy swojej tożsamości. Jest brylantem, który przybywa do krainy dzieciństwa. Dorota (Ewelina Cassette), gdy go widzi pierwszy raz szepcze do ucha swojego męża Bartłomieja (Tomasz Wysocki) – „Pedał we wsi”. I jest w tym komedia i ból. Bo ukazuje skostniałą rzeczywistość miejsca. Uświadamia obłudę społeczną własnej zdrady męża, ale niezgody na odmienność i inność. Dorota to Dolly Parton w kusej spódniczce i kowbojskim kapeluszu. Jej mąż to zaprzeczenie czułego ojca, jak przyszło się go przedstawiać, ale młynarz będący swoistym królem miasta. Człowiekiem o brudnym charakterze i nieczystych czynach o czym mogą świadczyć brudne dłonie. Grupa Krakowiaków i Górali to godni siebie protagoniści, ale niestety szwankuje dykcja i wykonanie piosenek. Część treści jest niezrozumiała i umykają sensy dla tych, którzy nie znają utworu.
Cezary Tomaszewski udowodnił, że można odczytać klasyczny utwór na wiele sposobów. Miłość Stacha i Basi nie jest pierwszoplanowym elementem przedstawienia, choć oś skonstruowana jest wokół ich relacji. Głębia z krakowskiego spektaklu płynie właśnie z korespondowania z dniem dzisiejszym. Ukazaniem wsi jaką jest i jaką być może, a przez to z całym naszym krajem – otwartym i równościowym, nie dyskryminującym za orientację seksualną czy płeć. Bowiem w odmiennościach siła i szczególna mądrość, którą w świecie macho mężczyzn cały czas bagatelizujemy.
Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale, Wojciech Bogusławski, Jan Stefani, reżyseria Cezary Tomaszewski, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, premiera: grudzień 2020. [Benjamin Paschalski]
You must be logged in to post a comment.