WIRUJĄCY SEKS czyli „Don Juan” – Teatr Wielki w Poznaniu

WIRUJĄCY SEKS czyli „Don Juan” – Teatr Wielki w Poznaniu

W latach osiemdziesiątych XX wieku, pod takim tytułem, na polskich ekranach królował film z Patrickiem Swayze i Jennifer Grey. W rzeczywistości chodziło o legendarny dziś obraz – Dirty Dancing. To był wielki hit, tłumy przed kasami i na seansach. Słowo „seks” jak zakazany owoc wpływało na frekwencyjny sukces. Publika zachęcona tytułem była przekonana, że to erotyk. Jednak oprócz nawet ciekawych sekwencji tanecznych, okazał się on mdłym romansidłem, których dziś pełno za sprawą południowoamerykańskich produkcji.

Podobnie jest z najnowszą premierą baletu Teatru Wielkiego w Poznaniu. Jego nowy szef, dotychczas tancerz Polskiego Baletu Narodowego i wzięty, utalentowany choreograf – Robert Bondara, przygotował pierwszy w pełni autorski sezon. Na właściwą inaugurację wybrał Don Juana we własnym układzie inspirowanym dramatem Moliera i zapewne operą Mozarta Don Giovanni. Jednak w spektaklu nie wykorzystał kompozycji Austriaka, a tłem staje się barokowa i klasyczna muzyka: Christopha Willibalda Glucka, Johanna Sebastiana Bacha, Aleksandro Marcelego i Alfreda Schnittkego. Wedle zapowiedzi miała być to opowieść o hiperseksualnym człowieku, którym jest tytułowy bohater. Przedstawienie nie potwierdza niestety tych intencji. Jest chłodne, wydestylowane, bez emocji. Brakuje w nim żywiołu do pokazania świata przesiąkniętego erotyką, w którym właśnie kolejne podboje stają się siłą napędową dla jednostki. Obraz poznańskiego Don Juana jest poprawny. I tylko tyle. Zawiodło wiele elementów. Podstawowy grzech to dramaturgiczna pustka, która powoduje, że choreograf pragnie opowiedzieć każdą najdrobniejszą historię miłosną przez co gubi główną oś narracji. Dodatkowo, przy minimalnych, interesujących układach tanecznych, pozostawia widza z pseudo pantomimą, która prowadzi do nikąd. Puste gesty i spojrzenia stają się nie do zniesienia dla odbiorcy.

Zaczyna się obiecująco od obrazu z przeszłości wyświetlanego na dużym ekranie. Dom, rodzina, patologia, przemoc. To widzi dziecko, które gdy dorośnie podchodzi do kolejnych zdobyczy miłosnych jak do instrumentalnego wykorzystania kobiet. Związki są szybkie, przelotne, nietrwałe. Tak jest z Anną, Elwirą, Karolką i Małgośką. Partnerki pojawiają się i znikają. Najciekawiej wypada relacja Don Juana (Miguel Eugenio de Sousa Junior) z Elwirą (Marika Kucza). Duety uwiedzionej zakonnicy i podrywacza są najjaśniejszym punktami widowiska. To pełne napięcia układy, ze świetnymi podniesieniem i zbliżeniami. W tych chwilach chce się chłonąć balet i myśli krążą aby te sceny trwały jak najdłużej. Niestety umykają bardzo szybko ustępując miejsca kolejnym krótkim i poszarpanym partiom baletu. Zagubienie widza potęguje pojawianie się kolejnych postaci, które trudno połączyć między sobą. Tak jest z braćmi Elwiry. Bardziej pasują oni na stróży prawa niż rzeczywiście powiązanych więzami rodzinnymi z jedną z kochanek uwodziciela. W partii jednego z nich – Alonso tańczył Gal Trobentar Zagar. I należy mu się wielkie uznanie, bowiem jego technika i artystyczna perfekcja zasługują na wielkie brawo! Część scen jest bardzo statyczna np. w sądzie. Całkowicie można z niej zrezygnować, gdyż absolutnie nic nie wnosi do widowiska. Bardzo słabo przygotowane są fragmenty zespołowe, które stanowią o randze całej kompanii tanecznej. Pochód zakonnic jest interesujący. Zabawy nad jeziorem, ze względu na poczucie humoru z wykorzystaniem wody, również. Ale scena, która winna być najciekawszym punktem – orgii w domu Don Juana jest nie do zniesienia. To co powinno wypełniać i rozsadzać scenę ociekającym seksem pokazując wyuzdanie i hedonistyczne podejście do życia bohatera jest letnie i całkowicie rozczarowuje. Dlaczego choreograf podszedł do niej tak zachowawczo? Trudno zrozumieć i wyjaśnić.

Wielkim mankamentem jest również scenografia przygotowana przez Julię Skrzynecką. To jeżdżące konstrukcje, które przesuwane i przemieszczane są przez członków zespołu baletowego. Wielokrotnie już wykorzystany efekt, w moim odczuciu, deprecjonuje tancerzy jako artystów. To również totalne rozpraszanie uwagi odbiorcy, który skupia się na zmianie scenografii, a nie toczącej się akcji scenicznej. Ostatnie sceny z domu Don Juana z non stop poruszanymi konstrukcjami są męczące dla oka. Faktycznie taniec ginie w nieustannych obrotach metalowych konstrukcji.

Jasnym punktem poznańskiej premiery pozostanie warstwa muzyczna. Orkiestra przygotowana przez Katarzynę Tomalę-Jedynak brzmiała bardzo dobrze. Na szczególne wyróżnienie zasługuje wykonanie utworów barokowych. Szczególnie ciekawie zaprezentowali się soliści orkiestry. Rzadki moment pokazania indywidualnego kunsztu akompaniując do utworu baletowego.

Don Juan w Poznaniu to początek pewnej drogi. Robert Bondara konstruuje zespół na nowo, dokooptował tancerzy, zmienia profil repertuaru. Warto obserwować to miejsce, gdyż zapał i determinacja wróżą bardzo pozytywnie. Jednak spotkanie z synonimem wiecznego kochanka rozczarowuje. Mimo to nie należy się uprzedzać, ale obserwować i życzyć więcej odwagi w artystycznej pracy przy kolejnych produkcjach baletowych.

Don Juan, chor. Robert Bondara, Teatr Wielki w Poznaniu, premiera: luty 2020.

                                                                     [Benjamin Paschalski]



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *