SAMOTNIK O POLSCE Z KAPUSTY – „WYZWOLENIE” – TEATR WIERSZALIN W SUPRAŚLU

SAMOTNIK O POLSCE Z KAPUSTY – „WYZWOLENIE” – TEATR WIERSZALIN W SUPRAŚLU

Uwielbiam to miejsce. Za każdym razem, gdy tu jestem, odkrywam je na nowo. Specyficzny zapach unoszący się nad miasteczkiem, zalew, monastyr, kościoły i ulice. Leniwie płynąca atmosfera letniska i siedliska jakby zatrzymanego w czasie gdzieś pomiędzy puszczą a cywilizacją. W tej odmiennej krainie od kilkudziesięciu lat, jak ten czas płynie, funkcjonuje Teatr „Wierszalin”. Kiedyś intrygowała mnie nazwa, a peregrynacje do Krynek, Starej Grzybowszczyzny i osady Wierszalin, w której nadal jest dom twórcy wspólnoty z dwudziestolecia międzywojennego – Eliasza Klimowicza, stały się corocznym rytuałem. Drewniana chata, z roku na rok pokryta cierniem czasu, kryjąca niesamowitą tajemnicę przeszłości, zastanawia i inspiruje. I właśnie owa symbioza nazwy Wierszalin – tej dawnej, tajemnej, pokrytej religijnym fanatyzmem i magią wspólnotowości z dzisiejszym teatralnym laboratorium Piotra Tomaszuka daje niesamowitą ideę myślenia o miejscu – nie tylko o Supraślu, ale w ogóle o Podlasiu. Krainy pięknej, dziewiczej, zielonej, tajemniczej. Ale pretekstem owych wypraw zawsze jest scena przy ulicy Kościelnej w Supraślu. Obok kościół i Dom Ludowy w intrygującej architekturze. Mijają lata, mijają kolejne przedstawienia. Do niektórych powracam w myślach, są jak niemożliwe do wytarcia ślady scenicznej ekstazy – Turlajgroszek, który rozpoczynał ową podróż przez Wierszalin. Reportaż o końcu świata. Ale tych wzruszeń było wiele. Bowiem można uznać, że choć stylistyka Piotra Tomaszuka jest niezmienna, to problematyka i ewolucja tematów zastanawiająca. Od kilku lat twórca miejsca odchodzi od własnego tekstu, scenariusza, wadzenia się z podlaską tożsamością na rzecz dramatu romantycznego i młodopolskiego. Był i Adam Mickiewicz z całą jego literacką głębią, przystanek z Zygmuntem Krasińskim, a teraz trwa podróż ze Stanisławem Wyspiańskim. I właśnie owe wybory, dla mikroskopijnej sceny i ograniczonego zespołu aktorskiego, są interesujące. Bowiem zrywają z myślą bogatego widowiska na rzecz kameralnych dramatów, gdzie myśl o słowie współgra z wizją plastyczną tworzącą sprawne, oryginalne widowisko. Prawie za każdym razem to udana próba nowego odczytania tego, co winno być znane. Tomaszuk ma niebagatelną umiejętność tworzenia ekspresyjnego widowiska pełnego ruchu, rytmu, precyzji i słowa. Coś unikatowego, niepowtarzalnego. Własnego.

Wyzwolenie Stanisława Wyspiańskiego to utwór, który w teatrze polskim obrósł istną legendą. Faktycznie to odwołanie się do jednego wystawienia w Starym Teatrze w Krakowie w reżyserii Konrada Swinarskiego. I jak każdy myśli Konrad – odpowiada Jerzy Trela. Jednak dla mnie najlepszym Wyzwoleniem pozostanie to z Aktorów prowincjonalnych, genialnego filmu Agnieszki Holland. Rzecz o realnej niemocy, gdy młody aktor walczy o słowo, myśl, ideę, a rzeczywisty reżyser niweczy wszystko, co jest możliwe na rzecz prostego efekciarstwa z sentencją „tekstu mniej, głowie lżej” na czele. Owa walka, chęć wyzwolenia się ze schematu chorego podporządkowania trywialnym uproszczeniom, świetnie oddaje myśl Wyspiańskiego. Pytanie, kiedy przyjdzie otrzeźwienie, zdarcie masek, bezsensownych pytań, zachowań, pustych sloganów, mitów, zabobonów na rzecz czynu?  Niestety pozostanie ono puste, bowiem Wyspiański też nie daje na nie odpowiedzi. W Wierszalińskiej opowieści owe wadzenie się o rzeczywistość jest niezwykle pomysłowe. Bowiem jesteśmy w pracowni malarskiej, w której puste drewniane ramy, jasno kształtują przestrzeń gry. Zbroja huzara, sztuczny koń, to wszystko rekwizyty dla statystów, którzy właśnie opuścili pracownię mistrza. Tenże chory, obolały suchotnik z inhalacyjną miednicą, zaczyna okładać chore gardło liśćmi kapusty. Stary, dobry zwyczaj ludowy, każde zło ponoć wyciągnie, a wodę z kolana to już pewne. W tym stanie pomiędzy jawą a chorobą, odurzeniem, a realnością poczyna tworzyć. Na szczątkach papieru zaczyna zapisywać rymy, frazy, słowa. Tworzy Wyzwolenie, aby samemu stać się wolnym od tego, co wokół. Ten zabieg autora-bohatera powraca. Już mogliśmy obserwować Krasińskiego w ciemnicy Opinogórskiej w Nie-Boskiej komedii. To ciekawy trop, bowiem autor układa swój teatr, wpisując go w narrację teatru w teatrze. W myślach, w słowach rozpoczyna się korowód postaci wywiedziony z dramatu, które demolują spokój malarskiej mansardy. Zaczyna się niewinnie jak przez mgłę, siatkę z pojawiającymi się maskami, niczym antycznym chórem. To świetny zabieg powrotu do delikatnej formy, gdy spowolniony ruch otwiera wielki teatr wyobraźni. Następnie przestrzeń wypełniają kolejne postaci dramatu od reżysera, który będzie budował teatr niczym scenę marionetek, poprzez kabaretową Muzę, Kaznodzieję-krawca, aż do Harfiarki, niczym dziad lirnik. Ten świat polskich przywar, naleciałości, postaw i zachowań to jak kalejdoskop, mgnienia, galopy w zamkniętej przestrzeni. Na myśl przywołują powtarzalne korowody Tadeusza Kantora. Świetnie rozegrane, w rytm wykonywanej na żywo muzyki, to jak huragany ludowego zaśpiewu, mitu i źle rozumianej tradycji. Gdy Konrad zostaje sam, zaczyna dialog z maskami, niemymi, jakby nie miały już nic do powiedzenia. Ten własny teatr wyobraźni Wyspiański tworzy nadal, mimo oporów, bowiem grzmoty i błyskawice polskiej tożsamości przelewają się nieustannie. Jedynym antidotum staje się ucieczka. Las, zieleń, wyzwolenie. A wyłącznym towarzyszem, ten wcześniejszy niezrozumiany – Adam Mickiewicz.

Piotr Tomaszuk stworzył świetny spektakl o polskiej samotności. Odizolowaniu i opuszczeniu geniuszu. Tego, który widzi wrażliwiej, dosadniej, głębiej. Ale tylko takową rolę może zagrać ktoś wyjątkowy. I w Wierszalinie jest tenże aktor od lat – Rafał Gąsowski. Mierzy się nie tylko z mitem Wyspiańskiego, ale i zmaga z rolą Konrada. Owa dualność, a kto wie czy nie jednolitość wypada zjawiskowo i olśniewająco. To popis godny najlepszego mistrza, gdzie nie tylko słowo, ale ruch, ciało i mimika tworzą bohatera na miarę najwyższej próby. Ale owe tło polskości jest niesamowite. Zespół Wierszalina to jak żywe lalki, świetnie animowane w rękach sprawnego mistrza. Są jak zrytmizowane figury pewnej pozytywki, która wygrywa kurant niczym hejnał krakowski trębacz. Osadzenie dramatu w drewnianej, praktycznie odartej z innego sztafażu, dekoracji, buduje ową tajemnicę pierwotności i ludowości, która kontrastuje ze wzniosłą ideą słów. Ale przecież Wyspiański znajduje uspokojenie i ukojenie w lesie, puszczy. Spokojnym świecie natury.

I właśnie owe spełnienie teatralne można odnaleźć w owej pięknej krainie Podlasia. W jakże nieoczywisty sposób połączyły się dwa kosmosy. Dawny i dzisiejszy. Chaos i gwałt myśli przeszłego świata, nie różni się od bełkotu politycznego dnia dzisiejszego. I może owym wytchnieniem stanie się natura. Bezdroża i pustka Puszczy Knyszyńskiej, gdzie wolność myśli może być naprawdę prawdziwym wyzwoleniem.

Wyzwolenie, Stanisław Wyspiański, reżyseria Piotr Tomaszuk, Teatr Wierszalin w Supraślu, premiera: lipiec 2023.

[Benjamin Paschalski]


Foto: Magdalena Rybij



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *