„[…] Gott weiss, ich will kein Engel sein” – RECENZJA KONCERTU RAMMSTEIN

„[…] Gott weiss, ich will kein Engel sein” – RECENZJA KONCERTU RAMMSTEIN

W niedzielę 30 lipca słynna niemiecka grupa industrial metalowa RAMMSTEIN kolejny raz przyjechała do Polski. Tym razem dwa koncerty odbyły się w Chorzowie (30-31.07), na Stadionie Śląskim. Od 2019 roku trwa z przerwami trasa koncertowa Rammstein, grana na największych stadionach. W lipcu 2022 roku zespół wystąpił w Warszawie na Stadionie Narodowym. Tym razem deszcz nie padał. Jest to kluczowa informacja, gdyż ma on znaczący wpływ na jakość odbioru widowiska prezentowanego przez niemieckich muzyków. W tak zwanym międzyczasie wydali kolejną, już 8 studyjną płytę Zeit (2022), a ta została dobrze przyjęta zarówno na rynku muzycznym, jak i koncertach.

Ostatnie 12 miesięcy wiele zmieniło wokół zespołu, przede wszystkim na gruncie obyczajowym. Pojawiły się zarzuty wobec lidera Tilla Lindemanna, że stworzył patologiczny system werbowania dziewczyn do „rzędu zero”, które miały uczestniczyć w jego fantazjach seksualnych po koncertach, podczas których miało dochodzić do zachowań przemocowych i odurzania narkotykami. Po pierwsze, jednak, nic nie jest w tej kwestii przesądzone, po drugie zaś, koncert odbył się zgodnie z pierwotnym planem, bez żadnych kontrowersji związanych z domniemanym zachowaniem wokalisty Rammstein.

Zanim o samym koncercie, to warto zestawić ze sobą dwie flagowe polskie areny. Logistyka dojazdu na plus dla Warszawy. Chorzów to upychanie aut po okalających osiedlach i jeden zapełniony parking w okolicach stadionu, na którym o 16.00 nie ma miejsc. Ale nie o to w koncertowaniu chodzi. Od lat opisywana przez wielu już legendarna akustyka Stadionu Narodowego, gdzie dźwięk lata jak zajączek puszczany lusterkiem i odbijający się losowo w tym betonowym koszu wiklinowym, jest prawdziwym survivalem dla melomanów. Pod tym względem Stadion Śląski nakrywa górniczym „czako” swojego młodszego stołecznego kuzyna. Tu po prostu wszystko słychać, zarówno wokale jak i instrumenty. Dodatkowo ogrom sceny jaka podróżuje z zespołem skłoniła organizatorów do ustawienia jej wzdłuż murawy, a nie w poprzek, co okazało się bardzo dobrą decyzją. Pojawiający się zarzut o zbyt małych ekranach na bokach sceny jest o tyle chybiony, że na scenę Rammstein trzeba patrzeć jako na całość, bo z perspektywy jednego obserwowanego punktu, obraz będzie przekłamany.

Muzycznie? Bardzo dobrze. Biorąc pod uwagę konwencję. Rammstein to nie są wybitni instrumentaliści. Bob Dylan miał powiedzieć, że albo grasz solówki, albo muzykę. Berlińczycy grają swoją muzykę, a Till ciągle ma ten chrobot wokalu. Muzycy dbają jak zawsze o odpowiedni wizerunek sceniczny, lekko postapokaliptyczny, nawiązujący do filmowych obrazów z serii Sci-Fi. Role są zapewne starannie zaplanowane, choć wszystko jest na tyle wiarygodne, że publiczność niezmiennie zachwyca się tym rodzajem spektaklu. Zespół jest także w pewnym sensie fenomenem personalnym, bo muzycy z Berlina tworzą i koncertują od początku istnienia zespołu (1994) w niezmienionym składzie. W przyszłym roku będzie to już 30 lat. Jest to o tyle niezwykłe, że w zasadzie trudno mówić tu o dostosowywaniu się do współczesnych wyzwań stawianych przez branżę i fanów. Zmieniają się gusta muzyczne, legendarne zespoły hardrockowe są już często tylko cieniem dawnej wielkości, bazując nierzadko na sentymencie fanów. Rammstein zdaje się ciągle tworzyć coś spójnego narracyjnie, a przy tym nie stara się budować przypisów do swojego złotego okresu. W Chorzowie bawiły się co najmniej ich trzy pokolenia, często na podobnym stopniu intensywności. Dodając do tego dość hermetyczny gatunek muzyczny i ograniczony w odbiorze język niemiecki śpiewanych tekstów, musi to robić stosowne wrażenie na każdym z uczestników. Umiejscowienie sceny wzdłuż osi stadionu dało odczucie ogromnej przestrzeni, a wypełnione po brzegi trybuny na tak dużej powierzchni wyglądały imponująco, zwłaszcza w ciemnościach oświetlane latarkami telefonów. Ustawione słupy kolumn, znad których wystrzeliwał ogień i olbrzymia scena ze ścianami świateł, stworzonych na potrzeby wciąż powtarzanej pirotechniki, dawały łącznie poczucie obecności raczej na planie filmowym, a nie na rockowym koncercie.  

Był hałas, czasem wrzask, huk instrumentów i nie tylko. Był też set dj-ski i intro nawiązujące do innej legendy niemieckiej muzyki krautrockowej – Kraftwerk. Setlista koncertu zawierała wszystkie najważniejsze odnośniki do dyskografii grupy, w tym najnowszej Zeit, Angst oraz finałowy Adieu, na pewno już w pełni zaakceptowane przez fanów grupy. Było Du hast, Rammstein, Deutschland, Sehnsucht. Pojawiło się Sonne z nieprawdopodobnym pokazem ognia i fajerwerków. Był Engel, kolejny raz wykonany tylko przy akompaniamencie duetu dwóch filigranowych pianistek z Abelard, choć tym razem może mniej emocjonalnie i w mniejszym porozumieniu z publiką, niż miało to miejsce przed rokiem w Warszawie, ale i tym razem pojawił się specyficzny crowd surfing.

Show? Każdy powinien zobaczyć koncertowy Rammstein co najmniej raz w życiu. To jest absolutny tytan sceniczny. Wszystko się zgadza, nie przeszkadza nawet gorące powietrze po kolejnych wybuchach ognia. Kłęby ognia i dymu to znak rozpoznawczy koncertów muzyków z Berlina. I jak w tytule wszyscy widzieli i słyszeli, że nie mamy tu do czynienia z aniołami. Zapewne estetyka industrial metalu jest szczególnie podatna na tego rodzaju oprawę wizualną, połączoną z nieprawdopodobnie głośnymi wybuchami. Można nawet zaryzykować, że bez tego straciłaby znaczną część swej ekspresji, a przez to i wartości. Nie będę spoilerował konkretnych zagrań grupy, bo przecież każdy może tego jeszcze doświadczyć. Z całą pewnością można napisać, że stosunek ceny do jakości w przypadku występów Rammstein jest na korzyść jakości. To wszystko uzupełnia publiczność, według jednej z uczestniczek koncertu: „głęboko osadzona” w konwencji zaproponowanej przez grupę. Stylistyka czerni połączoną z ekspresją w trakcie kolejnych utworów. To wszystko złożyło się na świetną zabawę, co ostatecznie jest najważniejszym końcowym celem koncertowych doznań.

Rammstein, Europe Stadium Tour 2023, Chorzów 30-31.07.2023.

EL Kyōju


Foto: Reynaud Julien/APS-Medias/ABACA /East News



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *