NIEDZISIEJSI – „TANGO” – TEATR POLSKI IM. ARNOLDA SZYFMANA W WARSZAWIE
Klasyka polska, na naszych scenach, to istotny element repertuaru. Z biegiem lat wachlarz autorów zaliczonych do owego grona nieustannie się poszerza. Niegdysiejszy wzór dramatu współczesnego – Sławomir Mrożek – już zmienił kategorię i należy do panteonu zasłużonych dramatopisarzy. Istotnym jest, że jego utwory, które korespondowały z rzeczywistością drugiej połowy dwudziestego wieku, nadal pozostają żywe i atrakcyjne. Można je, tak jak całą klasykę, wystawiać na różne sposoby. Zarówno w formie pełnej tradycyjnego sztafażu i układzie, a także przepisane i uwspółcześnione wedle wizji inscenizatora. Ale zawsze nadrzędnym winno być, aby dzieła stanowiły istotną refleksję intelektualną dla widza, a także ukazywały zarówno świat przeszły, a najlepiej odpowiadały na pytania naszej rzeczywistości. Najnowsza premiera Teatru Polskiego w Warszawie to okazja do spotkania z Tangiem. Opowieścią rozpisaną dla siedmiorga aktorów, gdzie każda z ról to możliwa perła wykonania, ale również pewien obraz rodziny, komórki społeczeństwa, która podlega degradacji, rozpadowi, przewartościowaniom. Czasy płyną, a tematy pozostają niezmienne. Uniwersalizm Mrożka jest niezwykle ciekawy i uwrażliwiający. Przedstawienie natomiast łączy w sobie dwie cechy, istotne dla dramatu klasycznego: szacunek dla warstwy literackiej z bardzo dobrym wykonaniem. To wszystko zasługa interpretatora i reżysera Wawrzyńca Kostrzewskiego.
Szczególnie ważna, w owym spektaklu, jest warstwa wizualna. Stare zdjęcia, wykonane w sepii światła, jak z kart albumu rodzinnego, zmieniają się w zależności od dominującej postaci w rodzinie. Ten zabieg konstruuje świat zamkniętej wspólnoty, relacje i mechanizm władzy. Scenografia, autorstwa Anny Adamek, w pierwszej części, będąca rozpadem tkanki rodzinnej, z rozrzuconymi na obrotowej scenie, fragmentami domu bohaterów, w części drugiej zamyka się w jedną zamkniętą przestrzeń. Ten prosty zabieg ukazuje dwa światy – dekonstrukcjonizmu i rozpadu więzi, upadku wartości, o które walczy Artur, a następnie dążenia do ułożenia nowego świata. Drogi, która ponosi porażkę. Owa plastyka posiada istotny cel – tego co w słowie dopełnienia warstwą wizualną.
Reżyser ukazuje w dobry sposób, pełen wybrzmienia humoru, językiem niezwykle komunikatywnym, to co staje się bolączką nas wszystkich w dniu dzisiejszym. Owszem, Mrożkowski utwór koresponduje z innymi czasami i okolicznościami, ale także obecnie posiada znamiona aktualności. Naszą troską jest rodzina, rozpad więzi, pokoleniowa dychotomia. Walkę o zachowanie świata przeszłego rozpoczyna przedstawiciel najmłodszego pokolenia – Artur, który przeciwstawia się nachalnej, agresywnej trywializacji życia. Edek, uosobienie prymitywu, dominuje nad domownikami, nie musi specjalnie się starać, aby zbudować pozycję lidera. Karty, wódka i zatracenie w codzienności. Edek imponuje wszystkim, jest Everymanem. Artur ma mało do zaoferowania, powrót do tradycyjnych wartości, a także dążenie do nowych idei. I są to treści całkowicie nieatrakcyjne dla świata dzisiejszego. Jego przeciwnik ma wszystko, błysk w oku, prosty język, nonkonformistyczny styl. Starcie światów wartości posiada niesłychaną siłę tego, co dotyka nas obecnie. Kryzys autorytetów, poszukiwanie sensu egzystencji, a ostatnie tango dwóch skrajnych wartości i pokoleń, boli, dotyka i uwiera. To wszystko daje nam Sławomir Mrożek.
Perłą wieczoru w Polskim jest aktorstwo. Każdą z siedmiu postaci można scharakteryzować w odmienny sposób. Ala (Anna Cieślak) to nowa wersja znudzonej Barbie, która dla zasady raz pójdzie za wybrankiem serca, a raz go zdradzi dla kaprysu. Artur (Paweł Krucz) pełen dobrych intencji i walki o wartości, choć przegrywa, posiada charyzmę i pewność siebie. Jego rodzice Eleonora (Ewa Makomaska) i Stomil (Adam Cywka) to żyjący każdy własnym życiem, ludzie z innej epoki. Egzystujący dla sztuki i samych siebie. Babcia Eugenia (Halina Łabonarska) rozkoszna starsza pani chcąca żyć tak jak chce, a najlepiej z imponującym jej Edkiem (Marcin Jędrzejewicz), który posiada wszystkie cechy lokajstwa buntującego się niczym w Ślubie Gombrowicza. I na koniec Eugeniusz (Jerzy Schejbal) podporządkowany i zdominowany przez innych domowników. Świat owej wielopokoleniowej, kolorowej rodziny, chcącej żyć swoimi prawidłami i wyobrażeniami, mimo aspiracji Artura, które mają znamiona totalitarnej dominanty, przegrywa. Umiera, odchodzi. Nieskrępowaną wolność, poszukiwanie formy i idei, zastępuje chamskie czyszczenie bucików do glancu i połysku. Bowiem wygrywa ten, który ma inne, atrakcyjne okrycie, odmienne pochodzenie i oczarowuje właśnie ową innością. Jak w naszym współczesnym życiu politycznym.
Spektakl jest dobrą dawką teatru. Nie silącego się na wielką postnowoczesność i przepisywanie Mrożka. Powstał on z szacunku dla dramatopisarza i jego twórczości. Utwierdza w przekonaniu, że scena przy Karasia nadal może być domem autora, jak miało to miejsce podczas dyrekcji Kazimierza Dejmka. Recepta na udane przedstawienie okazała się niesłychanie prosta i uczciwa. Dobry tekst, właściwe przeczytanie ze zrozumieniem, sprawny reżyser i dojrzałe, świadome aktorstwo. I powstaje puszysty kogel-mogel. Aż chce się jeść jak wyborną słodycz i czekać aż do ostatniej porcji.
Tango, Sławomir Mrożek, reżyseria Wawrzyniec Kostrzewski, Teatr Polski im. Arnolda Szyfmana w Warszawie, premiera: styczeń 2023.
[Benjamin Paschalski]
You must be logged in to post a comment.