NIC NIE BOLI TAK JAK ŻYCIE – Recenzja „Śmierć komiwojażera” – Teatr Wybrzeże w Gdańsku

NIC NIE BOLI TAK JAK ŻYCIE – Recenzja „Śmierć komiwojażera” – Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Gdy wielu młodych reżyserów poszukuje eksperymentu i oryginalności Radek Stępień w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku przygotował spektakl, który posiłkuje się najprostszymi narzędziami scenicznymi. Dobrze odczytany i zinterpretowany tekst, świetne aktorstwo oraz prosta scenografia. To wszystko złożyło się na sukces Śmierci komiwojażera Arthura Millera.

Dramat, którego premiera odbyła się w roku 1949, opowiadający o ostatnim dniu życia Williama Lomana obwoźnego handlarza, tracącego dorobek życia i godność, w różnych okresach historycznych przybierał różnorodnych znaczeń i metafor. Można go odczytywać jako  krytykę kapitalizmu, gdzie wyzysk i brak szacunku dla człowieka, stawały się nadrzędne wobec posiadania pieniądza i ekonomicznego sukcesu. W gdańskiej inscenizacji na pierwszym planie nie ma wielkich historii, metafor i problemów społecznych. Jest coś prostego, by nie powiedzieć banalnego – życie. Toczy się ono między kuchnią i salonem. Włączonym telewizorem i zapalonym papierosem. Rodzina, która ulega rozpadowi, nigdy nie zbuduje się na nowo. Niewyjaśnione historie i aspiracje, trudne więzi i relacje pomiędzy rodzicami i dwójką dorosłych synów stanowią oś dramatu. Nie tyle sam upadek społeczny głównego bohatera, ale właśnie to co dzieje się w domu, niszczenie wewnętrznej komunikacji stanowi sedno przedstawienia. Reżyser wydobywa z tekstu prawdę codzienności, która jest morderczym ładunkiem dla owego czworokąta.

Cały spektakl oparty jest na słowie. Proste zabiegi inscenizacyjne uzupełniają to co pada w dialogu. Dom Lomanów ubożeje – znikają kolejne elementy dekoracji. Ostatnie sceny rozegrane są na pustej scenie. Zniszczone więzi to również degradacja azylu, który przeradza się pustkę, nicość. W owej ascetycznej przestrzeni śledzimy losy komiwojażera, gdzie retrospektywa miesza się z dniem bieżącym. Aspiracje i zniszczone uczucia, kolejne koszty i niespełnione marzenia – życie. Tyle i aż tyle. Wewnętrzny brak porozumienia przytłacza i intryguje. Niewyjaśnione i tłamszone problemy pomiędzy ojcem a synem Biffem wychodzą na światło dzienne. Zaogniają się. Pożoga. Zatracanie. Śmierć.

Nie byłoby tego przedstawienia gdyby nie Mirosław Baka w roli tytułowej. Praktycznie obecny non stop na scenie, wyciszony i niesłychanie wewnętrzny, analizujący kilkadziesiąt lat życia, mierzy się z własną przeszłością, a co gorsza teraźniejszością. Ból wyrysowany na twarzy nie jest maską, ale rzeczywistą porażką. Przegraną człowieka – pracownika i ojca. Świetnie mu partnerują Anna Kociarz, Piotr Biedroń i Piotr Chys. Wstrząsająca scena u właściciela firmy Howarda Wagnera, w tej roli Michał Miodek, jest przesiąknięta cynicznym upodleniem człowieczeństwa. Choć w niej wiele się nie wydarza, to jednak dzieje się tyle co niweczy stabilność, a w widzu wyzwala opór i pytanie: Czy tak można postępować?

Sukcesem przedstawienia jest właśnie prostota. Wizyjność i puste lukrowane obrazy zostały zastąpione przez krwistą wymianę racji bohaterów, którzy walczą o byt egzystencji. Radek Stępień wyrasta na najciekawszego reżysera młodego pokolenia, gdyż poszukuje własnego języka teatralnego, którego wyznacznikami stają się: scena, tekst i aktor. Tak niewiele, a jednak tak dużo.

Śmierć komiwojażera, Arthur Miller, reżyseria: Radek Stępień, Teatr Wybrzeże w Gdańsku, premiera: marzec: 2019. Prezentacje w Warszawie w ramach Polska w Imce – Niecodzienny Festiwal Teatralny: listopad 2019.