WESELNE (WY)BRYKI – „WESELE” – TEATR NOWY IM. TADEUSZA ŁOMNICKIEGO W POZNANIU

WESELNE (WY)BRYKI – „WESELE” – TEATR NOWY IM. TADEUSZA ŁOMNICKIEGO W POZNANIU

Dramat Wyspiańskiego to szczególny utwór w dziejach naszego teatru. Gdy pojawia się na scenie to znak, że zespół artystyczny jest dojrzałym ciałem wspólnoty aktorskiej. To również pole dialogu z publicznością, bowiem treść może być barometrem społecznym i politycznym. Nieustanny sen, brak poczucia wzięcia odpowiedzialności za sprawy ogółu, diagnoza zachowań ludzkich – ile możliwości interpretacji. Moje pierwsze Wesele było w latach osiemdziesiątych XX wieku. Teatr Polski w Warszawie i przedstawienie Kazimierza Dejmka w gwiazdorskiej obsadzie i bez muzyki. Dla nastolatka było to szokujące. Bez muzyki, wesele? Ale po latach, gdy rosła własna świadomość teatralna, stawało się jasne, że to był wyraźny znak, zabieg celowy. Jak wygrywać ludowe nuty, gdy wokół smutek i zabita nadzieja. Jednak najważniejszym, we własnej historii, pozostanie spektakl z Teatru Powszechnego w Warszawie. W 2007 roku Piotr Cieplak przygotował Albośmy to jacy, tacy… Podzielone na dwie części widowisko rozegrane w przestrzeni dziedzińca jako ludowa zabawa, pełna analogii do dnia ówczesnego, sporu i patologii politycznej, a także trzeci akt w chacie ustawionej na scenie, pełen bólu oczekiwania i niemocy, ukazywał piękne i szlachetne losy rzeczywistych bohaterów dramatu. Cieplak pokazywał, ile można – dramatem małopolskiego mistrza – opowiedzieć o naszej tożsamości i codzienności. Podobnym tropem podążył Jan Klata w pożegnalnej premierze dyrekcji w Starym Teatrze. Było różnorodnie, ale każda postać stanowiła perełkę analogii świata społecznego. Ksiądz katecheta z piosenkami oazowego obozu, ach jakże było śmiesznie i jednocześnie strasznie przeglądać się w tym krzywym zwierciadle naszej prawdy.

Teatr Nowy w Poznaniu w tym roku obchodzi stulecie funkcjonowania. Scena z pięknymi tradycjami, szczególnie okresem dyrekcyjnym Izabelli Cywińskiej, to jedna z najważniejszych w naszym kraju. Jubileusz stał się pretekstem do przywrócenia na scenę tytułów ważnych w dziejach placówki. Wesele w ostatnich dziesięcioleciach wystawiali Janusz Nyczak i Janusz Wiśniewski. Nie jest zatem zaskoczeniem, że najważniejszą perłą obchodów miała stać się premiera Wesela. Reżyserię powierzono Mikołajowi Grabowskiemu, inscenizatorowi, który jak nikt inny wychwytuje z tekstów dawnych sensy, nadając im wymiar nowoczesności, aby w specyficzny sposób komunikować się ze współczesnym widzem. Jego ikoniczną pracą pozostanie Opis obyczajów, według Jędrzeja Kitowicza, gdzie w prosty, symboliczny sposób, pełen humoru i zwady, ukazywał charaktery ludzkie dawnej Polski. Wesele to kuźnia możliwości, a kalejdoskop postaci daje reżyserowi pole do ukazania fachu i sprawności. Niestety, poznański spektakl pozostanie jako wieczór dla szkół, stanowiąc skróconą wersję utworu, niczym omówienie w bryku do matury. Co gorsza można odnieść wrażenie, że poczynione skróty, wyłuszczające najważniejsze cytaty, powodują trudności w odbiorze. Większość widzów nie będzie w stanie rozszyfrować relacji i więzi między postaciami. Możliwe, że Grabowski chciał stworzyć teatralną koncepcję serialu Ranczo, sceny miały być krótkie, najlepiej śmieszne. Dwie ławeczki na proscenium wskazują owe „pogaduchy” jak z tasiemca telewizyjnego. Rwane, przypadkowe dialogi nie budują dramatu, ale są przypadkowymi spotkaniami bohaterów.

Mimo bardzo dużych zastrzeżeń, do koncepcji adaptacji tekstu, to Grabowski jest konsekwentny w pomyśle. Wydestylowana inscenizacja, pełna obojętności i nieumiejscowienia w konkretnym czasie historycznym, powoduje że jesteśmy wszędzie i nigdzie. Kostium też komplikuje sprawę. Jest uniwersalny, blady, nijaki. Trzy akty są jasno oddzielone od siebie. Fragment pierwszy to zdawkowe dialogi, na tle weselników, widzianych przez otwarte drzwi chaty. Wiejska zabudowa to metalowa konstrukcja, przeszyta rdzą i starością. Scenograf Mirek Kaczmarek buduje dwór niesamowitości. W części drugiej, gdy przestrzeń zmienia się na wnętrze, mamy już tylko dialogi z postaciami dramatu, ale nie są to osoby obce, a realni goście i gospodarze wesela. Finał to długi stół. Śpiąca wspólnota, czekająca na cud. A tego nie będzie. Tu należy podkreślić, że Grabowskiego zamysł jest ciekawy, rozwijający się, ale nie zmienia to faktu, że poszatkowanie utworu, wydarcie z niego cytatów zabija sens spektaklu. Świetnym pomysłem jest wykorzystanie muzyki współczesnych kompozytorów polskich: Pawła Dampca, Pawła Szymańskiego oraz Tomasza Sikorskiego. Drobne początkowe nuty, pobrzmienia kapeli przygrywającej do ludowego tańca, niesamowite i przeraźliwe dźwięki budujące klimat spotkania z historią, a także cisza w oczekiwaniu na czyn to układ tworzący klimat poszczególnych aktów.

Oprócz muzyki największym atutem jest scenografia. Chata w części trzeciej zmienia się na długi stół, którego tło stanowią łany zboża i chochołów. Niestety mankamentem jest aktorstwo. Faktycznie nie ma szacunku dla słowa. Niechlujność frazy powoduje, że większość tekstu jest niezrozumiała. Mistrzynią nonszalancji jest Maria Bruni, która absolutnie nie stara się, aby cokolwiek zostało zrozumiane. Ta uwaga dotyczy większości wykonawców. Fragmenty akcji są tak skonstruowane, że zadania aktorskie są zminimalizowane. Jedna scena jest rzeczywistą, ciekawą etiudą. To relacja Kasi (Karolina Głąb) z Jaśkiem (Dominik Ptak) i Kasprem (Bartosz Włodarczyk). Młode trio bawi się słowem, sobą i kształtuje ciekawe relacje. To wszystko. Mało jak na wieczór z Wyspiańskim.

Mikołaj Grabowski otrzymał piękną możliwość przygotowania Wesela na jubileusz sceny. Nie sprostał zadaniu. Przygotowanie spektaklu, będącego skrótem myślowym, estetycznym i ideowym nie jest osiągnięciem na miarę mistrza. To spektakl dla szkół, pod warunkiem, że nauczyciel opowie uczniom co zobaczą. Bowiem laik może czuć się zagubiony i zadziwiony. Funkcją teatru jest interpretowanie utworu, a nie pozostawianie odbiorcy samemu sobie z pytaniem – O czym to było? Niestety takie wrażenie pozostanie po poznańskim przedstawieniu.

Wesele, Stanisław Wyspiański, reżyseria Mikołaj Grabowski, Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu, premiera: listopad 2022.

 [Benjamin Paschalski]


fot. Jakub WIttchen



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *