Wszystkie tatuaże Eryka i człowieczeństwo Filipa – Recenzja filmu „Filip”

Wszystkie tatuaże Eryka i człowieczeństwo Filipa – Recenzja filmu „Filip”

Kto z nas nie zastanawiał się, jak zachowałby się w czasie wojny? Czy byłbym odważny, czy jednak nie? Jak wyobrazić sobie, że nasi dziadkowie i nasze babcie, którzy przeżyli koszmar konfliktu potrafili później nie tylko dalej żyć, ale zakładać rodziny, uśmiechać się do siebie, cieszyć się z drobiazgów. Podziwiałem moich Dziadków i Babcie za tę umiejętność życia, nieustającego poszukiwania radości i bycia szczęśliwymi… czy byli?  Jak głęboko musieli pochować swoje wojenne wspomnienia? Bo z pewnością blizny przeżyć mieli

ogromne. Na te pytania pewnie nie znajdziemy i tym razem odpowiedzi. Bo nie na te pytania mamy odpowiedzieć sobie dzięki Filipowi. To nie jest kolejny o wojnie ani film wojenny, z rodzaju np.: Dunkierki, Na zachodzie be zmian, Katynia, czy Miasta 44,. Tych, jak wiemy powstało mnóstwo. Nie jest to również opowieść przede wszystkim o losach Żydów, jak Pianista czy Lista Schindlera. Choć w pewnym stopniu obserwujemy perypetie głównego bohatera, ukrywającego właśnie informację o swoim pochodzeniu przed nienawistnym światem hitlerowskich Niemiec. Wojna jednak stanowi w tym wypadku jedynie tło. To film o prawdziwym człowieku, niejednoznacznym, jego namiętnościach, który nie rozumie bestialstwa wojny, nie chce go zrozumieć, a może nawet sam staje się w pewien sposób okrutny. To obraz wewnętrznego rozdarcia, niezgody na zło i bezlitosność. Scenariusz oparty został na motywach powieści Leopolda Tyrmanda pod tym samym tytułem.

Film pt. Filip niesie niezwykle szeroki wachlarz przeżyć, choć szczęścia raczej tam nie znajdziemy, co najwyżej jego okruchy w ulotnych chwilach uniesień. Jak przyznał w rozmowie po seansie, Eryk Kulm Jr., który wcielił się w rolę głównego bohatera „bardzo długo wychodziłem z tej roli” i chyba jeszcze trochę w niej tkwi. Nic dziwnego – to adaptacja złożona, naszpikowana emocjami, przez co czujemy, że każdy nasz mięsień, jak u Filipa, zastyga w napięciu.

Jest rok 1941. Getto w Warszawie obserwujemy przez pryzmat dobrze radzącej sobie w ponurej rzeczywistości żydowskiej rodziny szczęśliwego Filipa i jego dziewczyny Sary (Maja Szopa), której oświadcza się chwilę przed ich wspólnym premierowym występem w kabarecie. Widowisko się rozpoczyna i nagle do sali wkraczają niemieccy żołnierze, którzy zaczynają strzelać. Sara ginie wraz z rodziną głównego bohatera. Tytułowy Filip (w tej roli bezapelacyjnie rewelacyjny Eryk Kulm Jr.) ucieka z piekła wojennej Warszawy i odnajdujemy go we Frankfurcie, dwa lata później, w 1943 roku, w centrum hitlerowskiego świata, pracującego jako kelner w restauracji ekskluzywnego hotelu. Przyjmując postawę obywatela świata, który – jak nam się wydaje po tym, co przeżył – ten młody człowiek nie jest już zdolny do uczuć i emocji, bez zaangażowania uwodzi co i rusz nowe kobiety, korzysta z życia w luksusie, wielokrotnie uciekając śmierci. Zespół kelnerów, baristów, somelierów i boyów hotelowych, czyli środowisko, w którym znalazł się Filip to niezwykła zbieranina emigrantów z całej okupowanej Europy. Są wśród nich: dwaj Holendrzy, Włoch, Czech, Belg, Węgier oraz najmłodszy z nich – Niemiec o imieniu Jupp. Filip, który uchodzi za Francuza, skrzętnie ukrywa swoje żydowskie pochodzenie. Ten multikulturowy miks barwnych osobowości, nieujawnionych życiorysów, niejasnych przeszłości, reprezentujących narody podbite okupowanej Europy, to w zasadzie cały obecny świat Filipa – jego tu i teraz.

Z Polski pomógł mu wydostać się Staszek (w tej roli przekonywający Robert Więckiewicz), zarządca fabryki, zatrudniającej robotników z Polski. Załatwił Filipowi potrzebne papiery i wymyślił historię mającą zataić, fakt, iż jest Żydem, który uciekł Polski. Staszek ma wszystko. W jednej ze scen sam przyznaje, że w Polsce giną polscy chłopcy, a on żyje sobie spokojnie, ma wszystko, nawet w nadmiarze: jedzenie, trzy garnitury, buty, codziennie inną kobietę. To świetnie zarysowana, wyrazista drugoplanowa postać. Ujawnia się w niej ta niesamowita sprzeczność, w której radość z przeżycia mimo wojennej zawieruchy mieszają się z wyrzutami sumienia, że się żyje spokojnie, a nie walczy z okupantem. To potworne poczucie winy doprowadzi go w końcu do samobójstwa. Ale zanim to nastąpi Staszek załatwi Filipowi paszport – pozwalający mu jako bezpaństwowcowi podróżować gdziekolwiek zdecyduje. To dokument na wagę złota, może otworzyć Filipowi drzwi do ucieczki w każdej chwili. Ale ten początkowo odmawia przyjęcia prezentu – nie chce wyjeżdżać z Frankfurtu, bowiem czuje się dobrze w miejscu, w którym się znalazł. Wydaje się, że po ucieczce z piekła getta, teraz jako kosmopolita w centrum nazistowskich Niemiec ma wszystko czego mu trzeba: dach nad głową, pracuje, cieszy się względną stabilizacją, dostępem do luksusu, romansuje z kobietami, pije drogie wina, dzięki sprytowi i sprzyjającym okolicznościom cieszy się swobodą w niemieckim mieście. Ale podskórnie czujemy, obserwując Filipa w mroku korytarzy hotelowych, że tak nie jest. Prowadzi on bowiem swoją walkę – walkę wielowymiarową. Jedna jej warstwa to starania o przetrwanie, ale druga to zuchwała rozgrywka z oprawcami. To zuchwałość wobec sytuacji w jakiej się znajduje. Filip jest bohaterem z krwi i kości, z emocjami, blaskami i cieniami charakteru zwykłego człowieka – poraniony i wściekły na to co jest wokół, wcale nie jest pogodzony z sytuacją, jak mogłoby nam się wydawać na początku. Wydaje się, że wojna stopniowo niszczy w nim człowieczeństwo. Choć z jednej strony chciałby spokoju, ale nie jest w stanie milczeć, kiedy okrucieństwo dzieje się tuż obok.

Warto wspomnieć, że w tamtych latach w trosce o czystość niemieckiej krwi związki między cudzoziemcami a Niemkami były surowo i bezwzględnie karane w nazistowskich Niemczech. Kobietom golono głowy, a mężczyzn wieszano lub rozstrzeliwano. Zastanawiające jest jednak to, że żadna z niemieckich kochanek Filipa nie zwraca uwagi, jakby nie zauważała żydowskiego pochodzenia Filipa – nic o tym nie słyszymy. Czy pokusa zbliżenia, z młodym, przystojnym mężczyzną, chwila jego atencji i przyjemności sprawia, że nie przestaje to być istotne czy one po prostu wypierają tę wiedzę? A może jest to zwykła luka w scenariuszu – jednak na tę bym nie stawiał, biorąc pod uwagę dbałość o szczegóły, widoczną w pozostałym materiale zarówno w warstwie scenariusza, wspaniałej scenografii, jak i kostiumów.

W grupie pracujących kelnerów Filip ma jednego przyjaciela. To Pierre (Victor Meutelet), pogodny, spokojny, prostolinijny Belg, z którym Filip dzieli swój skromny, wręcz obskurny pokój, spędza czas wolny od pracy i rozmawia po francusku. Ta dwójka poznaje młodą Niemkę, kontestatorkę opresyjnego systemu hitlerowskich Niemiec, szczęśliwie uchylającą się od wszechobecnych nakazów i łamiącą zakazy totalitarnego reżimu, nihilistkę Blankę (Zoë Straub). Cała trójka raczy się podkradanym z hotelu przez Pierre’a trunkiem. Niemka – nie dała się uwieść reżimowi ani nie dała się złamać, zastraszyć i oparła się tej strasznej machinie. Poniosła za to karę potępienia i wykluczenia, ale dla innych – między innymi tych wykluczonych – pozostała przyzwoitym Człowiekiem, o czym przypomni jej, nad wyraz delikatnie w jednej ze scen. 

Wydaje się, że cynizm Filipa oraz jego sytuacja się nie zmienią. A jednak, kolejne wydarzenia zaskoczą. Przekonujemy się, że nic nie pozostanie takie, jak nam się wydawało. Któregoś dnia, w czasie jednego z beztroskich wypadów na miejski basen uwagę Filipa skupia młoda dziewczyna. To Lisa, Niemka (w tej roli Caroline Hartig) mieszkająca i pracująca we Frankfurcie. Filip zaczepia ją, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Lisa odrzuca natręta. Wówczas na Filip zapowiada Pierre’owi, że rozkocha w sobie tę młodą dziewczynę, wykorzysta a następnie porzuci. To taka jego strategia walki, jego autorska, straceńcza forma zemsty za to potworne okrucieństwo, którego doświadczył i w którym żyje na co dzień, za to co Niemcy zgotowały jemu i innym, a może …  tylko jemu. 

Romans między Filipem a Lisą z czasem rozwija się i widzimy jak tych dwoje, mimo wszystko zakochuje się w sobie. Jak się okazuje, w hotelu, gdzie pracują główni bohaterowie ma się odbyć wkrótce wyjątkowa uroczystość – wesele krewnej wpływowego oficera Wehrmachtu, wyjątkowego oprawcy. Frankfurt doświadcza nalotów, a wydarzenia nabierają złowieszczego tempa. Filip spotyka też znajomą z Polski, która okaże się nie być tą, za którą się podaje. W tej roli przekonująca Sandra Drzymalska. Przypadek ten istotnie wpłynie na rozwój historii. Wraz ze zbliżającą się uroczystością w hotelu misternie utkany świat Filipa zaczyna się powoli rozpadać. Widz czuje to bardzo dobrze. Wojna upomina się o swoją zapłatę za chwilowy spokój w życiu bohaterów. Tak rozpoczyna się seria kolejnych, potwornie bolesnych strat Filipa. Pojawia się świeża warstwa bólu, która nakłada się na tę nieco przygasłą z getta w 1941 r., acz wciąż niezapomnianą traumę utraty najbliższych. Czy Filip może pozwolić sobie jeszcze na szczęście, może już go nie chce… Zamyka się za nim dotychczasowy świat.

Muzyka w tym filmie jest niezwykła. Warto wspomnieć, że odpowiada za nią Robot Kocha, a nad dźwiękiem czuwali Kacper Habisiak, Marcin Kosiński i Mariusz Wysocki. W chwilach przesilenia słyszymy równomierny bit – to bicie serca Filipa… w zestawieniu z silnym, stanowczym wzrokiem mocnego człowieka – działa to na widza jak hipnoza. Filip – to świetnie skrojona, uszyta na miarę współczesnych wymagań rozrywka, ale z nutą refleksji, taką, która nie pozwala o sobie zapomnieć. Po zakończeniu projekcji kołacze się w głowie i powraca. Filmowi bohaterowie nie są jednoznaczni, czasami nawet sprzeczni, a tym samym niebanalni, ale przede wszystkim bardzo prawdziwi. To wspaniały przekrój ludzkich postaci i reakcji na wojenny koszmar. Poza wyjątkowym Kulmem w roli tytułowego bohatera i wspomnianymi już postaciami, należy wskazać niewielką, acz istotną dla dramatyzmu obrazu kreację Josepha Altamura wcielającego się w pogodnego Włocha – kelnera Francesco oraz Gabriela Raaba, który świetnie zagrał wydawałoby się delikatnego, acz bezwzględnego, okrutnego, niemieckiego oficera.

 W tej ekranizacji zło miesza się z dobrem, zobojętnienie z zemstą, emocje z ich brakiem i ta niejednoznaczność przeżyć, ich wpływu na bohatera skłania nas do kolejnych powrotów do tego filmu, do wybranych dialogów, obrazów wrażeń i emocji. To studium poranionego człowieka w wyjątkowo okrutnym czasie. Myślę, że będę wracał do rozważań nad naturą człowieka i do tego obrazu nie raz.

Eryk Kulm Jr. jest młodym, dopiero 32-letnim aktorem i na szczęście cała kariera przed nim. Jak podkreślił w jednym z wywiadów reżyser filmu Michał Kwieciński, że Kulm „jest aktorem wyjątkowym, niepodobnym do nikogo innego”. I to prawda.  Laureat nagrody im. Zbyszka Cybulskiego 2022 przyznawanej młodym aktorom wyróżniającym się wybitną indywidualnością, w tym wypadku zarolę w filmie Filip, Kulm Jr. w rozmowie tuż po filmie przyznał, że scenariusz filmu otrzymał 3 lata przed rozpoczęciem zdjęć. Miał wiele czasu, dużo swobody i przestrzeni, by przygotować się do roli, by w nią wrosnąć, zespolić się z nią. Przez rok uczył się języka niemieckiego. A, że słuch ma świetny to i francuski, i niemiecki brzmią u niego świetnie. Przyznał też, że gdyby każdy z aktorów miał taki komfort pracy i przygotowań jak on, wielu grałoby nadzwyczajnie. Słuchając go w czasie spotkania zaraz po seansie, miałem wrażenie, że albo Eryk stał się Filipem, a może to Filip gra teraz Eryka. Te dwa byty – nierealny i ten realny – pozostają wciąż połączone silną więzią. Jak sam Aktor przyznał ma wytatuowane dwie twarze – jedną radosną, a drugą smutną nie dlatego, że jest aktorem. A to dlatego, że na co dzień, w niemal każdej chwili mieszają się w nim jednocześnie oba te stany: radości i smutku. Kulm Jr. jest melancholijny, ale uśmiecha się tym szelmowskim uśmieszkiem również do nas jako Filip, uwodząc świadomie lub nie swoich widzów. Jednak gdzieś w jego oczach odnajdziemy ten ciężki bagaż przeżyć Filipa – który, jak się wydaje – pozostanie jeszcze jakiś czas, a może i na zawsze, nie tylko na skórze, ale i w samym Eryku.

Sądzę, że nieuchronnie nadchodzi czas Kulma Jr. – lata 20. XXI w. to będzie jego moment, czas Eryka. Filip miał swoją chwilę – dokładnie wiek wcześniej. Jak szczerze przyznał Eryk Kulm Jr., ma nadzieję, że dostanie kiedyś upragnionego Oskara, którego kto wie – może … przetopi na zegarek. A następnie z nim na ręku w jakimś barze zamówi flaczki, czując, że osiągnął właśnie to, czego chciał, na swoich warunkach. Czekam z niecierpliwością na kolejne wcielenia tego młodego, ambitnego aktora. I jestem przekonany, że tak jak w Filipie będzie niezwykle człowieczy.

FILIP, 2022, Polska, reż. Michał Kwieciński

Film uzyskał nagrodę Srebrne Lwy na 47 Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2022 r. a ponadto nagrodę za zdjęcia dla Michała Sobocińskiego oraz nagrodę za charakteryzację dla Dariusza Krysiaka.

[Marcel z Kraśnika]


Foto: Jarosław Sosiński, Akson Studio