SEKS I KŁAMSTWA – Opowieści niemoralne – Teatr Powszechny w Warszawie
Walerian Borowczyk, który dla twórców najnowszej premiery w warszawskim Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hübnera, stał się inspiracją, daleką motywacją do zbudowania spektaklu, to faktycznie postać dla polskiego widza anonimowa. Pozostanie właściwie twórcą jednego obrazu filmowego Dzieje grzechu. Powstały w roku 1975 pozostaje legendą jak zakazany owoc, gdzie erotyka przebijała przez opowieść inspirowaną dziełem Stefana Żeromskiego. Jednak twórczość Borowczyka to szerokie osiągniecia w kinematografii francuskiej. Dla niektórych powinny, choć chyba raczej jak przez mgłę, przebijać wspomnienia z emitowanego w Telewizji Polskiej serialu o wspólnym tytule Różowa Seria zrealizowanego nad Sekwaną. Mało kto wie, że właśnie tenże reżyser przygotował niektóre odcinki. Fascynacja erotyką i klarowne włączanie jej we własną twórczość, stanowiły wyznacznik jego pracy zawodowej. I można zauważyć pewną analogię z najnowszą premierą w praskim teatrze. Bowiem twórcy opowiadają trzy niby autonomiczne historie, których przewodnim wyróżnikiem staje się seks. Ujęty w kategoriach oczekiwania, przekleństwa i wybawienia. Poszczególne akty wieczoru są jak odcinki francuskiej serii, z której przebijał lekki humor i libertyński duch. W wieczorze wyreżyserowanym przez Jakuba Skrzywanka nuta uśmiechu jest zdawkowa i faktycznie nie występuje. Mamy natomiast refleksję nad współczesnym światem i miejscu seksu oraz erotyki w naszym życiu. To niesłychanie ciekawie przemyślany esej teatralny, który staje się pretekstem do ukazania możliwych sekwencji życia, gdzie potencjalna rozkosz zbliżenia seksualnego może stać się przekleństwem, traumą, ale i wybawieniem.
Jakub Skrzywanek, we współpracy z Weroniką Murek, zbudował o wiele za bardzo rozwlekłe widowisko, które dla skondensowania potrzebuje sprawnych nożyczek montażowych. Cisza i pustka między kolejnymi dialogami, albo sekwencjami jest przerażająca i niesłychanie długa. Opowieść, aby wywarła wrażenie na widzach, a nie tylko nużyła, wymaga przyspieszenia. Część pierwsza to luźne nawiązanie do Dziejów grzechu. Młoda dziewczyna Ewa Pobratyńska przed konfesjonałem spowiada się lubieżnemu księdzu, który wypytuje ją o życie intymne. Ta scena inicjacji rodzi nowe życie i nowe doświadczenie. Przeszyty zimnem i pseudo-relacjami dom rodzinny, skonstruowany w bardzo ciekawej dekoracji Agaty Skwarczyńskiej, przeszyty jest lepkością samogwałtów ojca i chłodem matki. W ten świat wkrada się postać młodzieńca, który stanie się pierwszym partnerem bohaterki. To przekleństwo relacji, która wchodzi w świat katolickiego, ukrywanego prawdziwego życia. Ważny element tejże sekwencji stanowią kostiumy. Tiulowe, przezroczyste ubrania powlekają delikatnie ciało. Jednocześnie je odkrywając i zakrywając. Bowiem duszna atmosfera jest jak swoista moskitiera chroniąca ciało przed owadem zdobywcą. Łatwo ją zedrzeć, zniszczyć, ale nigdy już nie pojawi się w tej samej formie. Tłem akcji są akty bohaterów, które współgrają z akcją sceniczną. Jednak monotonia dialogu, spowolniony rytm zabija główny sens scen. Aktorstwo też jest nijakie. Natalia Lange nie posiada tajemnicy dziewczęcej i pewności już kobiecej. Ów swoisty wolny rytm lepiej współgra z częścią drugą, która jest faktycznie relacją na żywo na podstawie transkryptu rozprawy sądowej Stan Kalifornia vs. Roman Polański z marca 1977 roku. Dokładne odtworzenie gwałtu znanego reżysera na trzynastoletniej Samancie Geimer jest wstrząsające i pozostawiające wiele znaków zapytania. Konstrukcja scen pozwala widzowi na własne konstruowanie znaków zapytania, bowiem mimo wykorzystania materiału sądowego nigdy nie będziemy w ciele i duszy ofiary oraz kata. Owszem można polemizować z prowadzeniem aktorów, czy rzeczywiście bohaterka zachowałaby się w tenże czy inny sposób, to mimo to scena w wykonaniu Natalii Lange, Michała Czachora i Marii Robaszkiewicz jest trwałym śladem co seks i dla seksu można uczynić. Niesamowita jest sekwencja wieńcząca akt – jak można zmanipulować faktami, wytworzyć poczucie winy, gdy zostało się wykorzystanym. To trafny, niesłychanie dobrze przemyślany obraz głębokiej traumy ofiary i cynicznego, chytrego wykorzystującego. Zwieńczenie stanowi sekwencja ruchowa. Wyspa, gdzie ludzie przyjeżdżają poszukiwać erotycznego szczęścia w związku z naturą. Natchniony taniec, będący jak ekstaza i przeżycie jest chwilą odreagowania i samospełnienia. Pesymizm bijący ze sceny jest głęboki i dosadny. Może tylko sami dla siebie nie stanowimy zagrożenia i jesteśmy w stanie coś przeżyć, gdy się samookłamujemy myśląc o wielkich miłościach, a odnajdujemy je tylko w indywidualnej relacji z drzewem i naturą.
To jeden z ciekawszych wieczorów teatralnych. Pomysł oraz jego konstrukcja już zasługuje na zauważenie oraz wyróżnienie. Jednak pozostaje niedosyt, jest nim rozwleczenie i niekończąca się monotonia. Mimo to autorzy ciekawie interpretują seks nie jako akt spełnienia, radości i szczęścia, ale część życia, która przynosi zawód, wykorzystanie i głęboką samotność. Ten pesymizm głęboko bije ze sceny, która stała się miejscem ukazania zawodów ludzkiego życia. Wykorzystanych i wykorzystujących.
Opowieści niemoralne, scenariusz Weronika Murek, Jakub Skrzywanek, reżyseria Jakub Skrzywanek, Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie, premiera: wrzesień 2021.
[Benjamin Paschalski]
You must be logged in to post a comment.