MOŻE POUDAWAŁBYŚ DLA MNIE CZŁOWIEKA? – RECENZJA FILMU „W NICH CAŁA NADZIEJA”
Katastrofa klimatyczna wisi nad światem. I wydaje się, że mimo zabiegów wielu zaangażowanych aktywistów, ekologów, polityków i zwykłych obywateli globu, niestety większość rządów nie kwapi się od podjęcia radykalnych decyzji odstąpienia od paliw kopalnych. Już dziś w wielu miejscach na świecie wybuchają wojny, których przyczyną są zmiany klimatyczne. Liczne fale uchodźców mają też tę przyczynę – zmiany temperatur, niosące ze sobą zaburzenia bilansu hydrologicznego, problemu z dostępem do wody, kryzysy w rolnictwie, nagłe zdarzenia meteorologiczne, powodzie i susze zarazem. Co by było gdybym został sam na Ziemi? Czy jest to (nie)możliwa perspektywa? A jednak, co jakiś czas zastanawiam się nad tym, co bym zrobił…
To co nas czeka w przewidywalnej przyszłości znalazło wyraz w dystopijnym obrazie W nich cała nadzieja. Historia filmu jest raczej prosta. Piotr Biedroń, reżyser i scenarzysta nie komplikował niepotrzebnie opowieści. W zniszczonym przez ludzi świecie młoda dziewczyna – Ewa (w tej roli Magdalena Wieczorek) prawdopodobnie jedna z nielicznych, a może nawet jedyna ludzka istota, która przetrwała apogeum wojen klimatycznych, żyje na niewielkiej przestrzeni, w swojej bazie zbudowanej z kontenerów, na pozbawionym roślinności piaszczystym wzniesieniu wraz z dość archaicznym robotem Arturem (który mówi głosem Jacka Belera). Ewa jest swego rodzaju uchodźczynią klimatyczną, która uratowała się w wyniku szczęśliwego (?) zbiegu okoliczności. To tu na swoim wzgórzu może jeszcze swobodnie oddychać. Wokół rozpościera się postapokaliptyczny krajobraz z wielkimi kominami wciąż działającej elektrowni atomowej w tle, bo jak twierdzi dziewczyna obsługuje ją pewnie jakiś głupi robot. Jej samotne dni są podobne do siebie. Codzienne czynności, to na zmianę, powtarzalne dbanie o niewielki ogródek, naprawa paneli słonecznych, ćwiczenia w rzucaniu piłeczką do prowizorycznego kosza – jedynego źródła energii. Pewną rozrywką i odmianą jest wyprawa do wymarłego miasta by zaopatrzyć się w potrzebne przedmioty i uzupełnić braki w sprzęcie. By odwiedzić opustoszałe miasto znajdujące się w dolinie, trzeba uzbroić się w maskę tlenową oraz ochronne ubranie. Skażona atmosfera nie pozwala człowiekowi swobodnie oddychać. W tle widz dostrzeże echa kiedyś tętniącego życia, stary plakat upamiętniający jubileusz stulecia stacji radiowej RMF. W ciągu dnia należy mimo wszystko znaleźć też choć chwilę, by wysłać sygnał informujący o swoim istnieniu, bo być może gdzieś na globie jest jeszcze ktoś, jakiś człowiek, który przetrwał zagładę.
Dość oldschoolowy, nienowoczesny, sfatygowany i mocno rozklekotany żelazny kompan Ewy został stworzony kiedyś przez jej ojca po to, by za wszelką cenę zapewnić bezpieczeństwo dziewczynie. Bezwzględnie i stanowczo oczekuje od niej za każdym razem, kiedy zbliża się do swojego domu podania hasła. Kod dostępu zmienia się co trzy miesiące. Maszyna w obliczu samotności staje się najbliższym towarzyszem, rzec można przyjacielem Ewy. Od niechcenia prowadzi z nim różnego rodzaju dysputy i rozmowy. Choć wydaje się czasami, że maszyna ma ludzkie odruchy, to nie dajmy się jednak zwieść pozorom. Artur był, jest i pozostanie tylko maszyną. To robot na miarę polskich warunków. Dość toporny i nieelastyczny. W zasadzie nie ma to znaczenia, dodaje to tylko swoistego uroku opowieści. Nie ma uczuć ani emocji, nigdy niczego nie zapomina, wszystko analizuje i pamięta. Ludzie czasami zapominają… Tym wciąż różnimy się od robotów. Bezduszne oczy robota nie widzą, tylko rejestrują. W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, wydawałoby się niepozornie i przypadkowo maszyna przeistacza się z najbliższego towarzysza Ewy w jej największego wroga. Zaczyna się wyścig z czasem i walka Ewy o życie z maszyną wyposażoną w sztuczną inteligencję, która staje się dla niej większym zagrożeniem niż otaczający świat, po zagładzie. Pozbawiona dostępu do wody, pożywienia dziewczyna toczy nierówną walkę. Bo przecież roboty na swój sposób poprzez swój brak uczuć, zrozumienia, refleksji i nieustępliwość są …nieludzkie. Zaprogramowane raz są nieustępliwie i zasadnicze.
Z pozoru nudna i przewidywalna historia zaczyna po pewnym czasie nabierać tempa. Szybko przekształca się w dramat, którego narastające napięcie podkreślają zdjęcia Tomasza Wójcika. To dzięki jego ujęciom niewielki budżet filmu nie przeszkodził w stworzeniu wyjątkowych obrazów opowieści science fiction. To, co pomaga urzeczywistnić powieść jest scenografia, bardzo oszczędna, ale przekonywająca Marka Zawieruchy i wzmocnienie obrazu świetnie pasującym dźwiękiem, za który odpowiadali w tej produkcji: Bart Putkiewicz oraz Natalia Sikorska. I choć opowieści o relacji człowieka z maszyną, przyjaźni czy też rywalizacji robotów z ludźmi było wiele (od Gwiezdnych wojen, przez 2001: Odyseję kosmiczną, Terminatora, po kolejne części filmu Transformers czy Matrixa) ta po raz kolejny podkreśla tę wyjątkową, nieprzekraczalną barierę między maszyną a człowiekiem. Co więcej, reżyser akcentuje w niej nieco inne wątki i wskazuje na inne aspekty problemów.
Ta brawurowo skromna opowieść filmowa, to w zasadzie pretekst do rozmyślania nad jej wieloma znaczeniami. Od jasno i wyraźnie zarysowanego ostrzeżenia o czekającej nas nieuchronnej katastrofie klimatycznej, związanych z nią konfliktach globalnych, po niezwykłą i życiodajną potrzebę bliskości, ludzkiego wymiaru kontaktu i relacji, przez bezwzględne stosowanie zasad, reguł, prawa, po znaczenie osamotnienia, wygnania oraz tego, czym jest człowieczeństwo. Nie znajdziemy w tym obrazie ani łatwych odpowiedz, ani emocjonalnej płycizny. To mimo wszystko pogłębiona i aluzyjna analiza tego, co dzieje się dziś wokół nas. Ale nie należy się spodziewać tak często spotykanych w produkcjach tego typu efektów specjalnych. Nie znajdziemy tu też rozwiązań rewolucyjnych, lecz znane motywy. Przyznam, że ma to swój urok i wcale nie pozbawia prawa kwalifikowania tego filmu do kategorii fantastyki.
Warto wspomnieć, że reżyser ma na swoim koncie kilka krótkometrażowych produkcji o tematyce ekologicznej. A to jest pierwszy pełnometrażowy debiut Biedronia, w którym dowodzi, iż świetnie opanował warsztat maksymalnego wykorzystania minimalnych środków bez uszczerbku dla produkcji. Doceniono tę umiejętność i film uzyskał wyróżnienie w Konkursie Filmów Mikrobudżetowych na 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2023 roku, gdzie wzbudził duże zainteresowanie.
W nich cała nadzieja (The Last Spark of Hope) (2023), Polska, reż. Piotr Biedroń
[Marcel z Kraśnika]
You must be logged in to post a comment.