WARTO ŻYĆ, BO CIEKAWE, CO SIĘ JESZCZE WYDARZY – RECENZJA FILMU „PIERWSZY DZIEŃ MOJEGO ŻYCIA”
Czasami bardzo trudno odpowiedzieć (sobie i nie tylko) na pytanie, dlaczego warto żyć. Szczególnie wówczas, kiedy spotykają człowieka porażki czy ogarniają przedłużające się chwile zwątpienia. Załamanie pojawia się w chwili pogrążenia w beznadziei, długotrwałego przygnębienia, tragedii czy braku pomysłu na wyjście z pułapki, do której się wpadło. Jak donoszą najświeższe statystyki do czerwca 2023 r. ponad 530 tys. osób na całym świecie starało się popełnić samobójstwo. Z każdym rokiem w Polsce takich prób jest coraz więcej. Czasami potrzeba niewiele, by uwierzyć, że jednak lepiej żyć niż nie żyć. Wystarczy, że ktoś wskaże nam kierunek, drogę, otworzy oczy czy drzwi, pozwoli dostrzec z boku naszą rzeczywistość, do której straciliśmy dystans i cierpliwość… albo po prostu pokaże, że mimo wszystko warto.
Najlepszy psychoterapeuta w branży reżyserskiej, Paolo Genovese (reżyser świetnej wiwisekcji współczesnych par w Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie 2016, czy filmu The Place 2017) znów podejmuje jeden z istotnych problemów współczesnych ludzi i powraca z kolejnym obrazem. Pierwszy dzień mojego życia to adaptacja jego własnej powieści o krytycznych momentach człowieka na różnych etapach życia. To jednocześnie wzruszająca historia o tym, że mimo wszystko można i warto rozpocząć wszystko od nowa.
W filmie znalazła się opowieść o grupie osób, które tuż przed popełnieniem samobójstwa spotykają pewnego tajemniczego mężczyznę (w tej roli Toni Servillo). Każde z nich jest w innym wieku, reprezentuje różne środowiska, ma za sobą dłuższą bądź krótszą historię i różny pomysł, by zakończyć swoją podróż na Ziemi. Skok z budynku, skok do wody, strzał z pistoletu czy niepołknięcie wskazanych w chorobie lekarstw – sposobów jest wiele. Tylko co potem? Czy warto było? Akcja historii rozgrywa się we Włoszech, w Rzymie, ale trochę innym. Nie tak kolorowym, nie tak monumentalnym, w Rzymie prawdziwym, mrocznym, widzianym oczami Paolo Genovese od podszewki. Wisienką na torcie jest obsada aktorska, z najwyższej włoskiej półki.
Wśród tej grupy nieszczęśników znajdzie się młoda dziewczyna Emilia (Sara Serraiocco), była gimnastyczna, uczestniczka krajowych i międzynarodowych zawodów sportowych. Nie zabraknie światowej sławy psychoterapeuty, Napoleone (Valerio Mastandrea), któremu brakuje sensu w życiu, choć kocha swoją żonę Gretę (Elena Lietti), a ona jego, ale dzieli ich niewyjaśniony dystans, a gdzieś obok na zajęcie jego miejsca obok ukochanej czeka kolega (Thomas Trabacchiego). Pojawi się również policjantka Arianna (Margherita Buy) z poranioną duszą, która nawet nie wie, że kocha się w niej jej partner z pracy (Giorgio Tirabassi). Ten zestaw charakterów dopełnia młody chłopczyk Daniele (Gabriele Cristini), ok. 10 letni, borykający się z otyłością bloger i YouTuber, którego filmiki w mediach społecznościowych cieszą się niezwykłą popularnością i dochodami, do których kręcenia zmuszają go nierozumiejący go, a chcący zarobić w ten sposób rodzice (zastraszona matka i nieczuły, odrażający ojciec, w tych rolach odpowiednio: Lidia Vitale i Antonio Gerardi).
Nieznajomy namawia ich do zawarcia z nim układu. Przez tydzień cała czwórka będzie miała przywilej obserwowania siebie z zewnątrz i zobaczy, co się wydarzy, kiedy odbiorą sobie życie. Cała grupa postawiona zostaje nieco pod ścianą, ale zgadza się na zagadkowy układ z uśmiechniętym i niezwykle pogodnym, starszym panem. Przez siedem kolejnych dni, mroczny i opuszczony Hotel Columbia, w którym brakuje wody i nie serwuje się śniadań, ale mimo to jest tam wszystko czego im trzeba, stanie się ich domem. Pozostaną zwieszeni między światami, co ma swoje konsekwencje. Wspólne poranne i wieczorne chwile pozwolą tej grupie poznać się, bliżej zrozumieć, ale i dotrzeć do własnego wnętrza. Kim jest ten nieznajomy dżentelmen? Czy to właściciel tego osobliwego hotelu? Jakie ma zamiary? W miarę biegu wydarzeń okazuje się, że podobnych jemu jest więcej. Ale kim są? Na te pytania musimy sami poszukać odpowiedzi.
Mężczyzna pokaże swoim tymczasowym podopiecznym, co się stanie, gdy odejdą, co zostawią, co stracą, jaka będzie reakcja przyjaciół i krewnych, na to co zrobili. W czasie podarowanego im tygodnia zobaczą przyszłość, z której już zrezygnowali. Po upływie wskazanego czasu będą mogli ponownie zdecydować, czy wybierają życie, czy mimo tego o czym się dowiedzieli zakończą je tak, jak sobie zaplanowali. Ale czy to co dane im było dziwnym trafem zobaczyć, pozwoli im uwierzyć na nowo, że warto żyć, mimo wszystko i skłoni do tego by rozpocząć pierwszy dzień nowego życia?
Paolo Genovese nie zawodzi i tym razem. Ponownie angażuje nas w absolutnie niezwykłą rozgrywkę psychologiczną. Autorzy scenariusza Paolo Genovese, Isabella Aguila mistrzowsko wnikają w zakątki duszy i zakamarki życia, kryjące ciemne czeluści nierozwiązanych spraw, każdego z bohaterów. To nie jest komedia, lecz dramat z filozoficznym zacięciem. Nie jest to jednak obraz ponury, a raczej bardzo refleksyjny. Choć przyznać trzeba, że autorzy nie ustrzegli się przed pretensjonalnością i uproszczeniem. Ale czy można wymagać więcej złożoności, więcej subtelności, większego zniuansowania? Może i można, ale obawiam się jednocześnie, że przez to film stałby się bardzo hermetyczny. Ale tych słabszych momentów, w których dostajemy (zbyt) proste rady, pocieszenia, jest niewiele i moim zdaniem nie wpływają na odbiór całości. Bowiem wówczas wspaniale dobrane i zgrane ze sobą nieco mroczna scenografia, muzyka, nie pozwalają widzom ani na chwilę pozbyć się wrażenia towarzyszącej opowiadanej historii tajemniczości. I choć to film o tragedii, załamaniu, niepogodzeniu się ze stratą, ostateczności, o tym czy jednak warto, to w scenariuszu znalazło się również niezłomne wskazanie, że przecież nasze życie jest jak nieskończona sinusoida. Ludzkim wzlotom towarzyszą upadki, tak jak smutek miesza się po jakimś czasie ze szczęściem, a istotą ludzkości jest właśnie ta nieustanna naprzemienność. Taka jest nasza nieuchronna natura. Niestety prawdą – może bolesną w chwili zwątpienia – jest to, że trzeba wyjść ze strefy komfortu, odważyć się, zaryzykować, podjąć w końcu decyzję, coś zakończyć, by coś w swoim życiu zmienić i ruszyć naprzód.
Nie brak tu również smaku porażki, z którą – poza samobójcami – również musi pogodzić się tajemniczy starszy pan. Bo przed nią nikt się nie skryje. Ona dotyka nas wszystkich. Esencją życia jak się wydaje jest właśnie nauczyć się sobie radzić z potknięciami, załamaniami, niepowodzeniami. On, tajemniczy wydawałoby się hotelarz, także ma swoją przeszłość i jego postać dopełnia analizowany kalejdoskop ludzkich uczuć i emocji. Tajemnica postaci Toniego Servillo, tajemnica paktu, który zawarł z tymi czterema osobami i tajemnica jego celu sprawia, że widz łapczywie pochłania kolejne ujęcia tej produkcji. Jednak trudno nauczyć się z niej jak żyć – na to każdy z nas musi znaleźć swój sposób i przekonać się, że jednak warto.
Pierwszy dzień mojego życia (Il primo giorno della mia vita), 2023, Włochy, reż. Paolo Genovese
[Marcel z Kraśnika]
You must be logged in to post a comment.